Quantcast
Channel: Niepoprawni.pl
Viewing all 33237 articles
Browse latest View live

Hanna Gronkiewicz-Walz do pięt nie dorosła carskiemu zaborcy - rosyjskiemu gubernatorowi Warszawy:

$
0
0
Hanna Gronkiewicz-Walz do pięt nie dorosła carskiemu zaborcy - rosyjskiemu gubernatorowi Warszawy:https://www.youtube.com/watch?v=HU5YNTQQsF4https://pl.wikipedia.org/wiki/Sokrat_StarynkiewiczW każdym bądź razie nie wysiedlał Warszawiaków, a i koncepcje kanalizacji miał lepsze niż ta , co to przed wyborami, jednego razu, oznajmiła, że nią Duch św. kierował. Jako  nieszczera neofitka pomyliła  jego fałszywe, lustrzane odbicie? Pewnie nawet jego radami się kierowała i stąd tyle afer w Warszawie. 
Ocena wpisu: 
2
Średnio: 1.6(głosów:2)
Kategoria wpisu: 

Lista 23 szubrawców

$
0
0
Poniżej lista 23 szubrawców z linkami do biogramów w wikipedii...wprawdzie wikipedia jaka jest każdy widzi...ale nawet  pobieżna analiza życiorysów tych towarzyszy nie powinna dziwić a propos ich zachowania...targowica w najczystszym wydaniu pierwsi członkowie panteonu kapusiów narodowych, lista otwarcia hańby państwa polskiego   Jan Barcz,https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Barcz Maciej Klimczak,https://pl.wikipedia.org/wiki/Maciej_Klimczak Jerzy Maria Nowak,https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Maria_Nowak Iwo Byczewski,https://pl.wikipedia.org/wiki/Iwo_Byczewski Tomasz Knothe,https://pl.wikipedia.org/wiki/Tomasz_Knothe Piotr Nowina-Konopka,https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Nowina-Konopka Maria Krzysztof Byrski,https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Krzysztof_Byrski Maciej Kozłowski,https://pl.wikipedia.org/wiki/Maciej_Koz%C5%82owski_(dyplomata) Agnieszka Magdziak-Miszewska,https://pl.wikipedia.org/wiki/Agnieszka_Magdziak-Miszewska Mieczysław Cieniuch,https://pl.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_Cieniuch Maciej Koźmiński,https://pl.wikipedia.org/wiki/Maciej_Ko%C5%BAmi%C5%84ski_(historyk) Piotr Ogrodziński,https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Ogrodzi%C5%84ski Tadeusz Diem,https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Diem Andrzej Krawczyk,https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Krawczyk_(historyk) Ryszard Schnepf,https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_SchnepfGrzegorz Dziemidowicz,https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzegorz_Dziemidowicz Andrzej Krzeczunowicz,https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Krzeczunowicz Grażyna Sikorska,https://pl.wikipedia.org/wiki/Gra%C5%BCyna_Sikorska Urszula Gacek,https://pl.wikipedia.org/wiki/Urszula_Gacek Henryk Lipszychttps://pl.wikipedia.org/wiki/Henryk_Lipszyc Wojciech Tomaszewski,https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Tomaszewski Adam W. Jelonekhttps://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Jelonek Piotr Łukasiewicz.https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_%C5%81ukasiewicz_(dyplomata)  
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:6)
Kategoria wpisu: 

Krótka historia poznania

$
0
0
Ilustracja: 
Otóż mamy jakąś rzeczywistość. Ona jest. To jest zbiór bytów. Na razie jeszcze nic o niej nie wiemy - w ogóle nas nie ma - czyli tych, co by mogli poznać świat. Te byty to są póki co tylko przedmioty poznania. Niektóre z tych bytów w skomplikowany sposób się ruszają, odżywiają, przepoczwarzają i powoli ewoluują, uzyskując zdolność poznania, stają się nie tylko przedmiotami, ale i podmiotami poznania, czyli tymi, które chcą poznać. Chcą poznać wszystko, w tym samych siebie.        Początkowo poznają bezpośrednio, fenomenologicznie - widzą, słyszą, czują, odbierają rzeczywistość zmysłowo. Podmioty poznania to ci, którzy odbierają fale, a przedmioty to ci, którzy nadają, czy też odbijają, fale. Bo w rzeczywistości oprócz bytów jest też promieniowanie. Póki co podmioty wiedzą tylko tyle ile odbiorą.       No i one wymyślają język. To jest zbiór definicji. Odbierają coś, co jest jakoś charakterystyczne, powtarzalne i to nazywają, opisują jakimiś symbolami. Ciągi tych nazw, które określają szereg różnych, rozróżnialnych, nazwanych, obserwowanych bytów i zjawisk odbieranych zmysłowo oraz ich ruchu, relacji między nimi etc. nazywają zdaniami. Tworzą system pozwalający w określony sposób składać wyrazy i nazywają to gramatyką.       Zauważają, że w tym systemie można tworzyć zdania bez związku z tym, co się odbiera. Stworzyli system, który pozwala im w skomplikowany, ale strukturalny, uporządkowany sposób opisać to, co odbierają, ale pozwala też wygenerować opisy czegoś, czego nigdy nikt nie odebrał. No i zastanawiają się, czy mogliby kiedyś odebrać coś, co by było zgodne z tymi fikcyjnymi zdaniami.       No to próbują wywołać coś, co mogliby odebrać i co byłoby zgodne z tymi zmyślonymi opisami. Nazywają to eksperymentem. Jako zgodność uznają to, że wszyscy, którzy znają system opisywania i dysponują podobnymi receptorami, mogliby to, co zaobserwują bezpośrednio, opisać podobnie, tak jak ten co to zmyślił. Jak im się to uda, to będzie znaczyło, że wykryli opis czegoś, czego nie znali, nie odebrali, nie wiedzieli czy to byt czy nie, a potem się okazało, że to byt.       No to teraz kombinują dalej. Zamiast wymyślać sobie jakieś poprawnie gramatycznie opisy wzięte z wyobraźni, z głowy, czyli z niczego, bez związku z jakąkolwiek obserwacją, to sobie wymyśla formalny system przekształcania jednych opisów w inne. Taką maszynką do mielenia symboli.       Biorą sobie zdania i przekształca w inne - zgodnie z jakąś metodą przekształcania, którą sobie wymyślili, albo wyczuli intuicyjnie, że jest poprawna, że jest tym, czego szukają. Nazywają to regułami wnioskowania, a cały system logiką.       No i znów się zastanawiają, czy te nowe, przekształcone przez logikę opisy mogłyby opisywać coś, co się da odebrać z rzeczywistości. No to to badają. Pytają innych i/lub próbują tę rzeczywistość wywołać i potem odebrać. Eksperymentują. Aż ktoś na to trafia, łapie to, odbiera. Odbiera coś, co opisuje już wcześniej znaleziony zbiór symboli wygenerowany przy użyciu logicznej maszynki mieszającej napisy zwanej mózgiem.       Jak im się to wielokrotnie uda, to uznają, że ten wymyślony system przekształcania opisów jest dobry do tego by poznawać. Nazywają to nauką. Od tego momentu umieją poznawać nie tylko bezpośrednio, zmysłowo, fenomenologicznie, ale też poprzez formalne operacje na słowach i zdaniach, przekształcając napisy, symbole, ciągi bitów. Język, gramatyka, logika, formalne pranie bitów, powoduje, że wiedzą wielokroć więcej, niż by poznali bezpośrednio, zmysłami.       Więc sobie generują miliardy tych napisów, które opisują rzeczywistość, której nigdy bezpośrednio nie byliby w stanie poznać. Nie potrzebują już budować drogich detektorów odbierających fale, budują sobie tanie generatory symboli, które zasysają prawdziwe opisy odebrane przez detektory i z każdego takiego opisu generują wiele innych opisów, też prawdziwych. Maszynka do mielenia symboli, zwana komputerem, staje się wielokroć lepszym narzędziem poznania niż detektory fal. Poznanie rośnie wykładniczo.       Zmysły pozwalają nam poruszać się po pokoju, nauka to takie okno, przez które widzimy świat, a logika to możliwość wyjrzenia przez to okno i rozejrzenia się dużo szerzej. A komputery pozwalają wyfrunąć przez okno, wznieść się i widzieć wszystko dookoła. Ale wszystko to dzieje się w języku.Grzegorz GPS ŚwiderskiPS. Notki powiązane: Logika to naukowe czaryFałsz, logika, kłamstwo, kultura, moralność...MatematykaOdkrywamy czy tworzymy?Niewiedza
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

Obrona Westerplatte, historia prawdziwa

$
0
0
Ilustracja: 
O bohaterskiej obronie Westerplatte słyszał chyba każdy Polak, o bohaterskim dowódcy Henryku Sucharskim pewnie też. Tyle, że prawdziwa historia jest znacznie bardziej złożona. Dowódcą posterunku był major Henryk Sucharski, jego zastępcą kpt. Franciszek Dąbrowski. Osoby wywodzące się z zupełnie innych środowisk o zupełnie innych charakterach i zupełnie innym podejściu do walki. Henryk Sucharski, to syn chłopski, który dosłużył się stopnia majora. Franciszek Dąbrowski wywodził się z rodziny oficerskiej był żołnierzem w 5 już pokoleniu.W czasie ataku na Westerplatte Niemcy przyjęli strategię niszczenia posterunku za pomocą bomb oraz artylerii pancernika Schleswig-Holstein. Ataków kompanii szturmowej było niewiele. Przez pierwsze dwa dni broniono się z powodzeniem jednak po ataku lotniczym w dniu 2 września major Sucharski, który na własne oczy widział zniszczenie wartowni nr 2 podjął decyzję poddania placówki. Wywieszono białą flagę. W tym momencie szybko zareagował kpt. Dąbrowski, który jak i większość kadry oficerskiej był za kontynuacją walki. Flagę zdjęto a strzałami z broni maszynowej dano znać Niemcom, że placówka nadal będzie się bronić. Majora Sucharskiego zdjęto z dowództwa, zatrzymano w jednym z pomieszczeń, dalszą obroną dowodził już kpt. Dąbrowski. Jednak poddania placówki, które nastąpiło w dniu 7 września dokonał major Sucharski. Nie jest do końca wiadome, czy było to za zgodą całego dowództwa, czy też indywidualna decyzja samego majora. Faktem jest, że to on negocjował poddanie i on poddał posterunek.Po wojnie władze PRL z obrony tej utworzyły jeden ze sztandarowych momentów obrony wrześniowej, miejscem rozpoczęcia walk w tej kampanii. Dowódcą w tworzonej legendzie był bohaterski major Sucharski. O dowodzeniu przez kpt. Dąbrowskiego nikt nie wspominał. Było to starcie dość wygodne dla władz. Można było o tej obronie szeroko mówić i nie trzeba było wspominać o ataku ZSRR na Polskę. Dowódcą była osoba spełniającą linię ówczesnej propagandy. Wprawdzie oficer przedwojennej Polski ale z awansu społecznego z chłopskiego syna na oficera. Stąd z Sucharskiego zrobiono bohatera. Samo wydarzenie otrzymało odpowiednią oprawę propagandową. Powstał nawet wiersz, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, „… prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte…”, którego wielu z nas uczyło się w szkole na pamięć. W pewnym okresie mówiono o tym, że wszyscy obrońcy zginęli, choć w rzeczywistości po stronie polskiej zginęło 15 żołnierzy. Poddanie placówki tłumaczono wyczerpaniem żywności, amunicji i środków lekarskich, co również było nieprawdą. Choć byłoby wielką niesprawiedliwością ujmowanie czegokolwiek z bohaterstwa obrońców tej placówki. Najpierw przeżyj 7 dni pod bombami ostrzałem i w stałym zagrożeniu atakiem kompanii szturmowej i dopiero wtedy formułuj wnioski.Dziś po latach możemy sprawę rozpatrzeć i ocenić dwóch dowódców z historycznego punktu widzenia. Zgodnie z założeniami przed wojną Westerplatte miało bronić się 12 godzin, po czym posterunek miał otrzymać wsparcie. Ten fakt ma istotne znaczenie dla oceny wydarzeń. Z militarnego punktu widzenia 7 dniowa obrona tego posterunku nie miała sensu. Był to izolowany punkt, nieistotny dla linii działań wojennych, prawda, że wiązał pewne siły niemieckie, ale nie miało to większego znaczenia dla walk toczących się w Polsce. Istotne znaczenie obrona ta miała z punktu widzenia propagandowego. Już we wrześniu 1939 Westerplatte stało się miejscem o którym mówiono jako o militarnym sukcesie wojska polskiego, pobudzało do wysiłku militarnego na innych frontach, było to jedno z niewielu sukcesów tej kampanii. W tym czasie znacznie większe znaczenie militarne miała obrona Wizny 7-10 września, która zatrzymała znaczące siły wroga na linii natarcia, ale o tym już znacznie mniej w szkołach mówiono.Major Sucharski i kpt. Dąbrowski reprezentowali zupełnie inne podejście do sprawy obrony. Z punktu widzenia majora Sucharskiego 2 dniowa obrona placówki w zupełności wypełniła postawione im zadania, na pojawienie się wsparcia nie było żadnej nadziei i nie było sensu dalsze narażanie życia obrońców. Kpt. Dąbrowski i większość kadry oficerskiej reprezentowali bardziej romantyczny punkt widzenia. Obrona placówki do ostatniej kropli krwi. Który z punktów widzenia był słuszny z pewnością każdy może osądzić sam i myślę, że obie opcje znajdą swoich zwolenników.Major Sucharski umiera niedługo po wyjściu z obozu jenieckiego w 1946 roku w Neapolu we Włoszech. Kpt. Dąbrowski również wojnę spędził w obozach jenieckich, po wojnie podjął służbę w LWP, był członkiem PPS, PZPR, w 1950 roku wyrzucony z partii, wojska, jako oficer sanacyjny, zostawiony bez środków do życia, pracował jako kasjer, szył kapcie, paski, pracował w kiosku ruchu. Umiera na gruźlicę, której nabawił się w obozie jenieckim, w roku 1962.Dziś na fali sporów PO-PIS sprawa Westerplatte powraca. Każda z tych partii chce być „lepszym patriotą”. Jaki ma to sens? Faktycznie było to pierwsze miejsce w którym Wojsko Polskie podjęło zbrojny opór przeciw atakowi Niemców. Dla Niemców jest to też miejsce wygodne, mamy starcie dwóch armii. Niewielu chce wspominać o pierwszym wydarzeniu września 1939 jakim było bestialskie bombardowanie uśpionego miasta, Wielunia, bez znaczenia militarnego. Szacunki strat w ludności są bardzo rozbieżne, straty materialne ok. 75% budynków. Z pewnością armii niemieckiej atak na bezbronną ludność cywilną chwały nie przynosi.
Ocena wpisu: 
Średnio: 2.2(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

Liga w jakiej grają rządzący, a liga w jakiej gra antypis

$
0
0
Wysłuchałem z wielkim zainteresowaniem trzech doskonałych przemówień na placu Piłsudskiego z okazji 80 rocznicy wybuchu II WŚ i one pokazują w jakiej lidze grają reprezentanci Polski. Zerknięcie do netu i pobieżne choćby zapoznanie się z głosami przeciwników rządu wywołuje jedynie uczucie niezmiernej żenady. To nie jest nawet liga Szkolnych Kół Sportowych, bo dzieciaki wykazują większe ambicje.Dla ich własnego dobra nie powinno się ich dopuszczać w pobliże jakiegokolwiek mikrofonu.
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

Gówno wybija w stolycy

$
0
0
Dziś 1 września, wypadałoby napisać o osiemdziesiątej rocznicy napaści Niemiec na Polskę i wybuchu II wojny światowej. Kusi, bo to temat mi osobiście miły i dobrze znany. Ale o tym kiedy indziej. Gdy miną oficjalne obchody, gdy oficjele wygłoszą swoje przemówienia, szczególnie przedstawicieli Niemiec, czy ameryki, czyli co nas mordowali, i ci co nas zdradzali. Lepiej poczekać, aż powiedzą to, co mają do powiedzenia. Osobiście nie mam wielkich oczekiwań. Przypuszczam, że wygłoszą sztampowe przemówienia, jak zwykle w takich okazjach, w abstrakcyjnym tonie, broń Boże bez konkretów, że wojna jest zła, że wojna jest be, że wojna jest straszna, że wojna niesie okrucieństwa i zniszczenia, etc.    Zobaczymy. Dziś o innym temacie. Tym, co płynie Wisłą. Awaria kolektorów ściekowych i zrzut ścieków z lewobrzeżnej Warszawy do Wisły. Nie byle co, 3 metry sześcienne powiedzmy „czystych” ścieków na sekundę, co daje to 10 000 m3 ścieków zarzucanych do rzeki na godzinę, a na dobę, tydzień…? Powiedziałem „czystych” w cudzysłowie, bowiem o tym… produkcie można wszystko powiedzieć tylko nie to, że są… czyste. I pomyśleć, że pośród masy pospolitych gówien zwykłych Polaczków, tych Januszów i Grażyn, rześkiej kąpieli w Wiśle zażywają gówienka jaśnie oświeconej elyty, tych co wiedzą lepiej i w ogóle są lepsi, albo wybrani talentami i/lub pochodzeniem. Weźmy taka panią Chodakowską, nie znam tej pani specjalnie, ale wiem, że ta celebrytka fitnessu i terrorystka dietetyczna, niezwykle dba o swoją sylwetką, ciało, dietę. Każdy dba o to, co jest dla niego, dla niej, najważniejsze. Wydaje książki, czy kasety wideo z dietami i zestawami ćwiczeń fitness (?) które z każdej spaślaczki i każdego niskiego grubasa wyrzeźbią coś na kształt młodego boga lub bogini. I teraz balaski pani Chodakowskiej również sobie płyną Wisłą; oczywiście to lepsze balaski, dietetyczne, beztłuszczowe, fitness i cool, i nawet pachną lepiej. Łatwo rozpoznać ten produkt uboczny pani Chodakowskiej, bo jej gówienka nie dryfują z prądem rzeki, jak pospolite gówno, ale szparko a zdrowo płyną sobie kraulem pod prąd.   Pomijając żarty, smutna to myśl, ale jeśli w czymkolwiek jesteśmy równi, to w gównie. Ale wracając do awarii. Jedni mówią awaria, inni katastrofa ekologiczna. Zdarzyło się to kilka dni temu, mało wiemy, o wiele więcej jest znaków zapytania. Ale pewnych rzeczy można się domyśleć. Moim zdaniem – a nie jestem specjalistą od budownictwa, budownictwa wodnego, czy sanitarnego – jest to katastrofa. Katastrofa podwójna. Katastrofa ekologiczna, bo masa nieoczyszczonych ścieków trafia do Wisły i dalej Bałtyku, lecz również katastrofa budowlana. Żadna awaria. Katastrofa budowlana i na niej chce się skupić. Awaria jest wtedy, gdy zepsuje się spłuczka i woda się stale leje. Gdy jednak pęka rura kanalizacyjna, albo ścieki cofają się i wlewają do domu, czy mieszkania, to nie awaria, lecz katastrofa. Istotnie, mnóstwo pytań tu powstaje. Pytań bez odpowiedzi.   Pierwsze: po co w ogóle budować ten kolektor pod Wisłą? Dwie stalowe rury wielkiej średnicy, jedną płyną ścieki, druga zapasowa, zlane betonem, dziesięć metrów pod dnem Wisły. Długość ze dwa, trzy kilometry. Koszty ogromne, porównywalne do budowy linii metra o tej samej długości. Trzeba wydrążyć tunel pod dnem rzeki, poprowadzić rury, zalać je specjalnym cementem. Dlaczego Warszawa ma mieć jedną wielką oczyszczalnię ścieków, i to położną na prawym brzegu Wisły, gdy większa części miasta znajduje się na lewym brzegu? Pompowanie ogromnych ilości ścieków na duże odległości kosztuje. Drogo kosztuje. W cenie tego podwodnego kolektora można by wybudować oczyszczalnię ścieków na lewym brzegu Wisły dla lewobrzeżnej Warszawy. Owszem, trzeba by co nieco dołożyć, ale to opłacalna inwestycja. Zmniejszają się koszty przesyłu, tego bezsensownego pompowania ścieków z lewego na prawy brzeg rzeki, oraz zwiększa bezpieczeństwo. Zawsze lepiej mieć dwa konie niż jeden. Gdy przyjdzie nieszczęście, jeśli jeden zachoruje, to drugi będzie pracować. To proste.   Komuś jednak bardzo, bardzo zależało by kłaść rury zalane cementem pod dnem Wisły. Inwestycja oddana w 2012 roku. Siedem lat temu. Pamiętna lata. Szczyt rządów partii postępowej byłych liberałów i światłych rządów błyskotliwego premiera, ulubieńca mediów, któremu po rozlicznych triumfach już nasze ciasne podwórko nie wystarczało, i myślał, planował karierę w Europie, ba świecie. I wkrótce zostanie „krulem” Europy, z kadencją kończącą się pod koniec tego roku. Niedalekie to czasy. Niewątpliwie, komuś, i to komuś wysoko postawionemu bardzo zależało na tej inwestycji. Dlaczego? Wyjaśnię to na przykładzie innego miasta. Szczecin to spore miasto u ujścia Odry do zalewu szczecińskiego. Czterysta tysięcy mieszkańców i sporo ścieków. Była jakaś stara oczyszczalnia ścieków, ale czyściła tylko symbolicznie. Większość nieoczyszczonych ścieków trafiała do rzeki. Gdy upadła komuna, wszyscy, i mieszkańcy i włodarze miasta krzyknęli jednym głosem: budujemy oczyszczalnię ścieków! I tak zaczęli „budować”, w hasłach, w przemowach, w kłótniach, i na papierze. Lata mijały, potem dziesięciolecia, wybory za wyborami, kolejne rady, kolejne władze miasta „budowały” oczyszczalnie ścieków. Gdy jedne władze znalazły wykonawcę, nawet podpisały umowę na wykonanie, następowały wybory, w międzyczasie mijały lata, przychodziły kolejne władze i od nowa szukanie wykonawcy, od nowa negocjacje, etc…. Potem wstąpiliśmy do Unii. Unia dawała pieniądze na oczyszczalnie ścieków, pokrywała 80 % kosztów inwestycji, ba prosiła, błagała, żeby brać te pieniądze i zbudować w końcu oczyszczalnię, resztę dawało państwo; koszty miasta to przebudowa sieci kanalizacyjnej i doprowadzenie ścieków do oczyszczalni. W skali inwestycji rzędu 1 miliarda złotych, kwoty stosunkowo nieduże. Wymarzona sytuacja, prawda? Dają pieniądze, proszą, są chętne firmy do wykonania zadania. Nic tylko budować. Wystarczy tylko podpisać umowę… Ale kto ma to zrobić? Kto ma podpisać? Oto jest pytanie.   W końcu ci z Unii zagrozili, że jak Szczecin nie zacznie budować oczyszczalni, to nie dostanie ani jednego Euro dofinasowania. Czy ta groźba poskutkowała, czy władze partii w radzie miasta jakoś się dogadały dość, że w końcu budowa oczyszczalni ruszyła. Oczyszczalnia pracuje od kilku lat. Odra jest czysta. W czym polegał problem? We wziątkach. Wziątki to sympatyczna nazwa łapówek. Policzmy, inwestycja warta 1 miliard złotych, przyjmując zwyczajowe 5 % prowizji „za przychylność” mamy 50 milionów do wzięcia. Nawet jeśli przy wielkiej inwestycji „prowizja” spada do 2, 3 procent – dwadzieścia, trzydzieści milionów to olbrzymia kwota, która ustawi kilku ważnych, choć lokalnego szczebla polityków na całe życie. Jest o co walczyć. Nie chodziło o to, czy budować oczyszczalnię ścieków, ale kto ma ją budować. Żeby to nasi, z naszej partii ją zbudowali, i wzięli przynależną „prowizję”, a nie ci, z innych partii się obłowili. Dlatego lokalni politycy tak zażarcie walczyli o to, alby to oni zbudowali oczyszczalnię, a jeśli oni jej nie zbudują, to nikt inny tego nie zrobi. Po naszym trupie! W końcu, przymuszeni przez unię jakoś się dogadali. Poszli po rozum do głowy i podzieli łupem? Lepsze dziesięć milionów do podziały, niż sto procent od zera. Mniejsza o to. Oczyszczalnia działa.   W stolycy mamy ten sam mechanizm. Ale jest lepiej, w końcu co stolyca to stolyca. Nieporównanie większe możliwości niż na prowincji. Oczyszczalnia ścieków jest na powierzchni zbudowana, łatwo dostępna. Tu mamy dwie rury zlane betonem, dziesięć metrów pod dnem rzeki. Żaden sukinsyn-ekspert nie przyjdzie, nie postuka, nie ostuka, nie weźmie próbek, niczego nie dotknie, ani nie sprawdzi. Mowy nie ma. Popatrzmy: w poniedziałek mamy „awarię” pierwszej rury. Nie jest to powiedziane dokładnie, ale pewnie czujniki podniosły alarm. Czujniki muszą być, mierzą między innymi ciśnienie w rurach, chronią niezmiernie drogie pompy. Czujniki podnoszą alarm: rośnie ciśnienie. Rura jest niedrożna, jest jakiś zator. Operator kieruje ścieki do drugiej rury, zapasowej. Na drugi dzień następuję „awaria” drugiej rury. Druga rura jest zatkana. Operator kieruje ścieki do rzeki. Nie ma innego wyjścia. Ścieki napływają nieustannie. I tak ścieki płyną do Wisły, i będą długo płynęły.   Niestety, nie ma żadnej nadziei na szybkie udrożnienie rur. Jest wiele pytań. To żadna awaria, to katastrofa budowlana. Co się wydarzyło? A co się może stać w dwóch rurach zlanych mnóstwem betonu? A jednak… W każdej inwestycji budowalnej dwa czynniki są kluczowe: wykonanie i materiały. Właśnie, wykonawca. W licznych doniesieniach medialnych nie ma słowa o wykonawcy. Dziwne. Takiej inwestycji nie wykona firma pana Janka, typu: budujemy szybko, solidnie, i na fest. Potrzebny jest specjalistyczny sprzęt, i wykonawcy. Nieliczne firmy w Europie są w stanie wykonać takie prace. Do tej pory tajemnicą jest nazwa firmy, która wykonała te kolektory. Przy awarii krzątają się fachowcy z wodociągów warszawskich, którzy niewiele mogą zrobić. Fachowcy od laubzegi i gazrurki nie rozkopią dna rzeki i nie rozkują warstw betonu i nie dogrzebią się do rur. Nie ta liga. Skoro już po siedmiu latach rury pękają, obliczone na co najmniej 50 lat eksplantacji, oznacza to gigantyczną fuszerkę wykonawcy. Kto chroni wykonawcę i dlaczego? Czemu nie ma specjalistów od wykonawcy? Co rodzi następne pytania. Jakie są warunki umowy? Ile wynosi gwarancja wykonawcy? Przy tego typu inwestycjach, niezmiernie drogich, gwarancja wykonawcy rzędu 20, 25 lat nie jest niczym niezwykłym. Tu wykonawcy ani widu, ani słychu. Czy oznacza to, ze gwarancja już minęła? Kiedy ujawnia umowę? Wiem, wiem, to tajemnica, cicho sza, handlowa. Ale jest gwarancja wykonawcy, czy nie ma? Kluczowe pytania. Jeśli nie ma, a na to się zanosi, to stolycę, i jej mieszkańców czeka naprawdę wieeelki wydatek.    Dalej materiały. Rury i beton. Ściekli są żrące, i gęste, gęstsze od wody, do wykonania rur potrzeb specjalnej stali, odpornej na korozje i tarcie. Ale to nic niezwykłego. Takie rzeczy się robi na świecie, i w hutach w Europie również. Zwyczajny beton nie lubi wody. Wychlania wodę, i woda niszczy beton. Beton szybko koroduje w środowisku wodnym. Ale już w I wieku naszej ery pewien sprytny rzymski inżynier wymyślił beton wodoodporny. Beton, który nie wchłania wody. Dwa tysiące lat temu odkryto materiał niezbędny przy budowie portów, nadbrzeży, urządzeń wodnych. Tyle, że taki beton, wykonany zgodnie z zasadami sztuki, kosztuje kilka razy więcej niż ten zwyczajny. No tak, ale inwestor za to zapłacił! Podobnie rura wykonana ze specjalnej, odpornej stali kosztująca znacznie więcej została wliczona do ceny kontraktu.    Do umowy o wykonanie, dołączany jest projekt budowalny. W przypadku zwykłego domu jednorodzinnego projekt wypełni jeden segregator. Dla takiej inwestycji to kilkadziesiąt segregatorów, jak nie więcej, w których szczegółowo zapisano: co, gdzie, kiedy, jakie parametry ma spełniać beton, jakie stal na rury, itp. Gdyby wykonawca inwestycji wykonał wszystko zgonie z projektem, to nie doszłoby to katastrofy budowalnej, no chyba gdzieś za sto lat. Błąd projektowy też jest możliwy, ale mało prawdopodobny. Bo co można sknocić w projekcie dwóch rur zalanych betonem? Znaczne bardziej prawdopodobny jest fuszerka wykonawcy i złej jakości materiały.    Co mogło pójść źle? Wiele rzeczy można zepsuć, mimo prostoty konstrukcji. Przepływ w rurze, np. wody, nie zawsze jest prosty, czyli laminarny. Czasami mam do czynienia z przepływem turbulentnym, woda płynąc tworzy wiry. Przepływ turbulentny objawia się „stukaniem” rur, i może doprowadzić w skrajnych przypadkach do pękania rur. Podobne zjawisko zachodzi w wielkich rurach zatopionych w betonie, jeśli nie zostały właściwie, otulone cementem, czyli zamocowane. Jeśli wykonawca użył betonu niewłaściwej jakości, woda wniknie do cementu i go rozerwie, a beton zamiast osłaniać rury runie na nie i doprowadzi do ich pęknięcia. To że druga rura została zatkana w dzień po pierwszej oznaczać może, że właśnie to betonowa osłona zawiniła. Mogły pęknąć rury, zużycie materiału, jeśli zostały niewłaściwie wykonanie ze stali marnej jakości. Jaka była przyczynę, teraz nie wiadomo. Ale będziemy wiedzieć. Zostanie zbadany projekt, pobrane i zbadane próbki stali, cementu, w miejscu zawalenia i w innych miejscach. Oczywiście, jeśli katastrofę budowlana będzie badać komisja niezależna od miasta Warszawy, czyli inwestora.    Mam nadzieję na powołanie takiej niezależnej komisji. Komisja „warszawska” niczego nie wykryje, zbyt wielu bardzo ważnych osobom w ratuszu żywotnie na tym zależy. Pięć procent od miliarda to pięćdziesiąt milionów, wielkie pieniądze. Do prywatnych kieszeni. Na wille, i garaże z luksusowymi samochodami sportowymi. Na wakacje na Seszelach. Dodatkowo nikt się nie dowie. Nikt przecież, ot tak sobie nie będzie wiercił w cemencie, w rurach dziesięć metrów pod dnem Wisły. No chyba, że obie rury pękną. Po siedmiu latach. Pech. Wykonawca nie płaci łapówek z własnej kieszeni i dlatego, bo lubi. Pieniądze na łapówki dla decydentów, które są normą w Polsce i innych krajach trzeciego świata, są wliczone w kontrakt. I tak za wszystko, w tym łapówki, płaci zamawiający, czyli inwestor, w tym przypadku stolyca. Każda złotówka łapówki powinna przynieść co najmniej drugą złotówkę zysku. Wykonawcy łapówka musi się opłacić, inaczej nie ma w tym żadnego interesu. Firma zaspokoiwszy i uciszywszy lokalnych tuzów politycznych, oszczędza. Na czym się da: na betonie, stali, płacach… Może, bo inwestor jest ślepy i głuchy. Przykładowo: zamówienie w hucie można zmienić, na rury „prawie” takiej samej jakości a znacznie tańsze. Nikt nie rzeknie słowa. Zaoszczędzić da się sporo na cemencie. I tak oszczędności się dodają, i co najlepsze nikt się nie dowie, bo dowody tkwią dziesięć metrów pod dnem rzeki. Wykonawca odnotowuje znaczący wzrost zysku z kontraktu, ważni politycy budują złote wille, rzeka jest czysta. Media pieją z zachwytu nad nową oczyszczalnią i cudownym rządem i władzami stolycy. I wszyscy są zadowoleni. No chyba, że obie rury pękną.   Rok 2012. Oddanie kolektorów pod Wisłą do użytku. Rząd partii postępowej i naszego premiera cudotwórcy, co nas wyprowadził ze światowego kryzysu. Idące, i premier, i partia, od sukcesu do sukcesu. W tym czasie gangsterzy przerzucali się z wymuszeń, czy przemytu narkotyków, na wyłudzanie vatu. Przemyt narkotyków jest ryzykowny. Nie chodzi o policję. Nasza policja jest groźna dla przestępców tylko w telewizyjnych serialach i na oficjalnych rządowych akademiach. Ale konkurencja jest wredna i niebezpieczna. Zamiast ryzykować strzał w głowę, czy wybuch bomby pod samochodem, czy nie lepiej i bezpieczniej jest wystawiać seryjnie faktury vat i o trzymywać „zwrot” z urzędu skarbowego? Ryzyko żadne, a zysk podobny. W tym samym czasie grupka cwaniaków dostawała zwroty kamieni czy placów w Warszawie na podstawie kartki papieru! W ten sposób tysiące nieruchomości zostało „odzyskane” przez (nie)byłych właścicieli, co często potwierdzały wyroki niezależnych sądów. Co tu się dziwić, że wybudowany w tym samym czasie kolektor ścieków, który miał przetrwać ze sto lat, zwalił się po siedmiu?    Co dalej? Trudno powiedzieć, bo nie znamy jeszcze przyczyn katastrofy budowalnej. Wszystko można naprawić. Również kolektor pod dnem Wisły. Ale będzie trwało miesiące, wiele miesięcy. Stawia się szczelne ogrodzenie, wypompowuje wodę, wybiera szlam, skuwa beton, wymienia uszkodzone rury… i tak dalej. Kwestia kosztów. I kto za to zapłaci. Wykonawca, czy miasto, czyli my wszyscy zapłacimy drugi raz za ta samą robotę. No i wracamy do kontraktu, co tam jest zapisane. Ale jakoś jestem pewny, że interesy wykonawcy są doskonale chronione i nic mu już nie można zrobić, zaś koszty naprawy musi ponieść miasto, bo w tych kontraktach inaczej jakoś nie bywa. W najgorszym razie może się okazać, że naprawa kolektorów jest nieopłacalna. Po co naprawiać rury w jednym miejscu, gdy za rok, miesiąc mogą pęknąć kilkadziesiąt metrów dalej? Taniej zbudować nowe rury, ale już lepiej na powierzchni. Położenie prowizorycznego rurociągu na moście pontonowym to rozwiązanie tymczasowe. Blokuje rzekę. Ale w sumie? Po Wiśle i tak pływają tylko kajakarze. Rury można podczepić pod mostem, albo zbudować nowy most, a pod nim puścić rury ze ściekami. Warszawiacy zyskają nowa przeprawę, a rury będą lepszej jakości; będąc na widoku zabraknie możliwości „oszczędzania” przez rozmaitych nygusów wysokiej rangi.   W Warszawie wybiło szambo. Gówno płynie w stolycy. I to, co zmierza Wisłą do morza. I to drugie, gorsze gówno wbite w garnitury za pięć tysięcy, lub więcej, pachnące najlepszymi zapachami w willowych przedmieściach, pośród elyt III Rzeczypospolitej.    Mam tylko nadzieje, nadzieję powtarzam, że katastrofa budowlana rurociągów ze ściekami zburzyła błogi spokój cwaniaków, do tej pory stojących poza, ponad prawem. Jest to bowiem kolejny skandal na miarę afery Amber Gold, czy wyłudzeń vatu. Już nie będą spać spokojnie w swych złotych willach. Chyba, że się mylę, zaś obecna władza jest groźna tylko w słowach. I przymyka oczy na złodziejstwo, jak poprzednie ekipy. W myśl zasady: ja cię nie ruszę, ty mnie nie ruszysz. Ty kradłeś, ja kradnę, ty zaś będziesz kradł. I będzie tak, jak było przez ostatnie trzydzieści lat „niepodległej”, tak radośnie i zgodnie okradanej przez tych, którym wolno więcej, którzy są nietykalni. W końcu czy to nie liberałowie głosili tezę, że pierwszy milion trzeba ukraść? A tylu jest jeszcze chętnych na ten pierwszy milion. Tyle inwestycji do wykonania. Tyle wziątek do wzięcia. Zobaczymy. A że ścieki płyną Wisła do morza? I co z tego? Kogo to obchodzi? Płynęły tyle lat, to mogą płynąc znowu. Najważniejsze pieniądze w kieszenie. Lub lepiej: kasa na koncie bankowym. Niech pracuje na jeszcze lepszą przyszłość. Przecież mamy XXI wiek.  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

Koń

$
0
0
Ilustracja: 
Odkąd pamiętam co roku we wrześniu ruszała ta sama narracja. Zgodnie z nią w 1939 r. supernowoczesnej i zmotoryzowanej armii niemieckiej mogliśmy przeciwstawić jedynie kawalerię.Z jednej strony czołgi, piechota na samochodach, samoloty nurkujące i bombowce horyzontalne. Po drugiej zaś romantyczny kawalerzysta w przypływie rozpaczy tnący szablą lufę czołgu („Lotna” Andrzeja Wajdy).Coś jakby pojedynek dwóch światów.Tymczasem wydarzenia późniejsze o rok dowiodły, że armia wyposażona w czołgi jakościowo lepsze od niemieckich nie jest w stanie dotrzymać pola Wehrmachtowi. Powodem było inne myślenie strategiczne.Tym tematem zajmę się za jakiś czas. Dzisiaj słów kilka o tych, bez których prowadzenie wojny prawdopodobnie nie byłoby możliwe. O koniach. Myliłby się i to srodze ten, który by istnienie związków kawalerii ograniczał jedynie do Polski przedwrześniowej. Przecież najsłynniejsza operacja na tzw. froncie wschodnim czyli kontrofensywa pod Stalingradem, w efekcie której zamknięto w okrążeniu 6 armię niemiecką v. Paulusa to przykład współdziałania czołgów z kawalerzystami. Żadna inna formacja nie była w stanie dotrzymać kroku atakującym czołgom. Kiedy jednak dochodziło do ataku kawalerzyści z siadali ze swoich rumaków i albo biegiem, albo jako desant na pancerzu uderzali na nieprzyjacielskie okopy. Trzeba bowiem pamiętać, że ówcześnie sowiecka armia w składzie swoim posiadała o wiele więcej kawalerii, niż miała armia polska. Jedynie procentowo nieznacznie ustępowała pod tym względem armii polskiej z września 1939 r.Żeby było weselej – ostatnie klasyczne szarże kawaleryjskie podczas II wojny światowej dokonane były przez…. Włochów i Polaków.Wszystkie na froncie wschodnim."Pierwsza miała miejsce w Rosji w 1942 roku. Reggimento Savoia Cavlleria (...) stacjonował w nocy z 23 na 24 sierpnia pomiędzy Jagodnem a Czebowroga. Wczesnym rankiem pluton zwiadowczy natknął się na dwa bataliony syberyjskie, liczące 2 tysiące żołnierzy. Nastąpiła zażarta wymiana ognia.W obliczu znacznej przewagi liczebnej nieprzyjaciela, włoski pułkownik wydał rozkaz przeprowadzenia natarcia. W trakcie trzech oddzielnych szarż cztery szwadrony kawalerii, liczące łącznie 600 ludzi, przełamały linie wroga i zadały mu druzgocącą klęskę, tracąc po swojej stronie 39 żołnierzy i dwóch oficerów. Obserwujący całą akcję Niemcy nie mogli uwierzyć własnym oczom i byli pod tak wielkim wrażeniem, że złożyli Włochom oficjalne gratulacje.Ostatnią szarżę przeprowadził 17 października 1942 roku 14. Reggimentu Cavallegeri d'Alessandria (...). Nocą Włochów otoczył w lesie oddział liczący 20 tysięcy partyzantów. Pułk otrzymał rozkaz wycofania się do najbliższej wioski, byle z dala od lasu. Aby wykonać rozkaz, należało przebić się przez linie wroga, innym wyjściem było tylko poddanie się.Pod ciężkim ogniem wroga z broni automatycznej i moździerzy szwadrony kawalerii przeprowadziły wielokrotne szarże, tworząc wyrwę w liniach i umożliwiając ucieczkę pozostałym włoskim oddziałom"."Żołnierze Mussoliniego" Rex Trye, str. 43.Z kolei polska szarża kawaleryjska miała miejsce 1 marca 1945 roku w obecnej wsi Borujsko (zachodniopomorskie), wówczas noszącej nazwę Schönfelde. W ramach operacji przełamania Wału Pomorskiego 1 Warszawska Brygada Kawalerii pod dowództwem majora Waleriana Bogdanowicza. zdobyła wieś pomimo odparcia wcześniejszych ataków piechoty wspartej czołgami tracą przy tym jedynie 7 zabitych ułanów i 10 rannych. Koń podczas II wojny światowej to jednak nie tylko kawaleria. To przede wszystkim transport.Pokazywana w propagandowych filmach jako zmotoryzowana niemiecka armia na froncie wschodnim była praktycznie całkowicie uzależniona od koni. Aż 70% transportu stanowiły furmanki, często zarekwirowane u polskich, ukraińskich, białoruskich czy nawet rumuńskich chłopów.O faktycznej roli konia w armii niemieckiej świadczy to, że jeden z wybitniejszych dowódców niemieckich, szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych (OKH) generaloberst (generał pułkownik) Franz Halder skarżył się w swoich pamiętnikach, że armii brakowało… przodków do dział!Przodek to po prostu dwukołowy wózek, z jednej strony zakończony dyszlem, z drugiej zaś umożliwiający wsparcie łoża działa.Trzeba więc było rekwirować chłopom wozy, bo armaty do końskiego ogona nie da się przywiązać i skutecznie pociągnąć. Co więcej, jesień 1941 r. w Rosji pokazała, że jedyne odziały, które mogą się w miarę swobodnie poruszać po grzęzawiskach, w jakie zamieniły się sowieckie drogi, to kawaleria. Czołgi i samochody grzęzną, a tylko konie potrafią sobie poradzić. Co by było, gdyby we wrześniu 1939 r w Polsce padało?Wąskie gąsienice niemieckich czołgów (z których połowę stanowiły leciuteńkie PzKpfw I uzbrojone jedynie w karabiny maszynowe, nie były więc czołgami wg norm sowieckich z 1937 r.) ugrzęzłyby w błocie. Gdyby zaś wojna sowiecko-japońska przeciągała się (pokój zawarto 16 września 1939 r.) być może nie doszłoby do ataku 17 września 1939 r. A wtedy okazałoby się, że przegrana początkowo wojna może zamienić się w polskie zwycięstwo. Przecież w połowie września 1939 r. gen. Heinz Guderian kazał niemieckim żołnierzom oszczędzać amunicję i atakować na bagnety. Zaczęło brakować kul i benzyny. Zostawmy jednak gdybanie.Wróćmy do koni.W armii niemieckiej we wrześniu 1939 r. było ich prawie 600 tys. (573 tys.).O jedną trzecią wrosła ich liczba w czerwcu 1941 roku.Przez całą wojnę w Wehrmachcie służyło ich prawie 3 mln. Czy może to dziwić?Wszak jeszcze po II wojnie światowej najważniejszymi środkami transportu w wielu krajach była kolej i chłopska furmanka.Samochody bowiem prócz paliwa wymagają jeszcze dróg. Tych zaś ani we wschodniej Polsce, ani też na terenach ZSRS nie było.Niemcy z kolei cierpieli na brak paliwa. Nie wiem, ilu czytelników zdaje sobie sprawę z „pragnienia” czołgu?W muzeum Wojska Polskiego w Kołobrzegu można zobaczyć pochodzącą z końcowego okresu II wojny światowej samobieżną haubicoarmatę ISU-152. Ważący prawie 50 ton pojazd spalał średnio na 100 km 750 l paliwa. Czołg T-34 ponad 450 l.Niemiecki Tiger I potrzebował prawie 900 l. Tiger II aż 1100 l.Panther – w terenie 720 l.To wszystko trzeba było dowieźć. Z zagłębia naftowego w Rumunii bądź też z niemieckich zakładów produkujących benzynę z węgla.Widać wyraźnie, że po prostu brakowało paliwa dla samochodów.Blitzkrieg w Związku Sowieckim wyglądał zatem podobnie jak marsz Wielkiej Armii Napoleona.Tempo wyznaczały nogi końskie. Im bliżej końca wojny tym rola konia w armii niemieckiej wzrastała. Co prawda brakom paliwa próbowano zaradzić, konstruując tzw. napęd gazogeneratorowy, ale silniki spalinowe wykazywały znaczny spadek mocy traktowane gazem drzewnym zamiast benzyny. Poza tym, co chyba ważniejsze, brakowało mocy produkcyjnych na powszechne zastąpienie gazem generatorowym benzyny w samochodach. Koń natomiast potrzebował wody i trawy.I dzisiaj konie dzielnie służą w wojsku. Oddziały kawalerii mają:Federacja Rosyjska (dwie brygady kawalerii, jedna za granicy z Chinami, druga w górach Wierchojańskich),Chiny,Arabia Saudyjska,Gruzja,Jemen,Oman,Afganistan,Azerbejdżan,Armenia,Tadżykistan,Turkmenistan,Tajlandia,Uzbekistan,Kazachstan,Kirgistan,Polskai Mongolia.Poza tym większość, jeśli nie wszystkie, państwa posiadają konne oddziały policji.Jeśli więc kolejny raz jakiś domorosły „publicysta” zacznie wypominać zacofanie polskiej armii i przeciwstawiać ją zmechanizowanej niemieckiej zapytaj, po co Halderowi rok później były potrzebne przodki do dział? 2. 09 2019
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

Progres czy regres ?

$
0
0
Najbardziej zaskakującym elementem wszystkich dyskusji o ludzkim bytowaniu jest fakt, że ludzie najczęściej nie mają zielonego pojęcia o czynnikach decydujacych o głównych cechach tego bytowania, np jeżeli chodzi o relację tak znaną jak wolność. Wolność indywidualna nie bierze się znikąd, jest efektem pewnych ludzkich działań, takich jak współpraca.Często narzekam albo wręcz pomstuję na goliznę, tę czysto fizyczną, będącą efektem powszechnej seksualizacji, ale ta golizna to pikuś przy goliźnie intelektualnej. Przecież noworodek, który przychodzi na świat, przychodzi na gotowe, i nie mam tu na myśli przygotowań poczynionych na tę okoliczność przez rodziców. Noworodek przychodzi na gotową infrastrukturę medyczną, infrastrukturę informacyjną w postaci poradników o pielęgnacji niemowlęcia i gotowości dziadków do wszelkiej pomocy. Infrastrukturę, którą budowano przez setki a nawet tysiące lat. Dlaczego ludzie współpracują ? Najpowszechniejsza odpowiedź brzmi bo mają wspólne cele i się dogadali. Takie wyjaśnienie jeszcze bardziej komplikuje kwestię, bo co to są wspólne cele i na czym polega owo dogadanie się ?  To pierwsza kwestia, a kwestia druga wiąże się z pojęciem postępu - co sprawia, że mozliwy jest progres, bo wszyscy mają na ustach hasło "postęp". Wiadomo, że postęp musi być powiązany z kwestią wspólpracy, więć trzeba dokładnie prześledzić jak te kwestie się ze sobą łączą.Zastanówmy się nad źródłem realnego progresu. Fundamentalny postęp ludzkość zawdzięcza wspólpracy i ewolucyjnie wykształconym umysłowym mechanizmom wspólpracy między jednostkami, szczególnie mechanizmu odczytywania intencji.  Rozwiążmy ten problem graficznie - narysujmy sobie schemat blokowy w trójkącie - jeden blok na górze, pod nim symetrycznie dwa inne bloki. Górny blok to normy społeczne, w tym religijne, dwa bloki poniżej to dwie współpracujące jednostki. Połączmy to strzałkami - jednostki mają kontakt z normami i ze sobą. We wspólpracy, odwołują się do tych norm, prowadzą kontrolę zachowań innych pod kątem respektowania norm zbiorowych i samokontrolę tego jak ich własne cele i intencje, oparte na normach, odbierają partnerzy, starają się przedstawić partnerom wszelkie możliwe informacje na temat swego stanowiska, żeby mogło dojść do uzgodnienia różnych perspektyw a następnie decyzji o realnej wspólpracy, a potem oceniają wyniki w podobny sposób.  W tym schemacie widać jakie elementy liczą się we wspólpracy w tradycyjnej społeczności przed- czy pozachrześcijańskiej. Jednostki opierają się wyłącznie na dostępnych normach ustalonych przez grupę, a jednostka, która normom się nie podporządkuje, jest wykluczana z grupy i najczęściej ginie lub zostaje pariasem, wegetującym na obrzeżu grupy. Nie ma żadnego marginesu swobody, działania jednostek mogą się różnić tylko co do poziomu wykonania zadania opartego na przewidzianych normach. Praktycznie, jednostki są klonami normatywnymi, a nie odrębnymi indywidualnościami. Dojście do takiego modelu zabrało naszemu gatunkowi kilkaset tysięcy lat ewolucji. Tak więc w tradycyjnych społecznościach progres był możliwy dzięki efektywnej wspólpracy między jednostkami, które osiągnęły wysoki stopień samokontroli umysłowej, co umożliwiało wzajemne rozumienie intencjonalności zbiorowej i komunikowanie oraz koordynację wspólnych celów i działań. Gdy jednak społeczności się rozrosły, ten prosty mechanizm okazał się niewystarczający, bo w grupach pojawiły się osoby nieznane, a także jeźdźcy na gapę i potrzebne okazały się normy i mechanizmy kontroli bardziej bezosobowej, gdy stykali się członkowie społeczności sobie nieznani.Tu na arenę wkroczyło chrześcijaństwo z opartymi na wierze postulatami miłości bliźniego, przekraczającymi granice grup plemennych, wprowadzając nowy model rozwiniętej samokontroli. Spójrzmy jeszcze raz na tradycyjny model samokontroli i go zmodyfikujmy wprowadzając elementy chrześcijańskie: dorysujmy w blokach jednostek mniejsze bloki sumienia w ich umysłach. Poniżej tych bloków dorysujmy bloki czwarty i piąty oznaczające nową instytucję samokontroli czyli indywidualną spowiedź powiązaną z indywidualnym sumieniem. Poniżej bloku spowiedzi możemy dołączyć, dla pełnej przejrzystości, choć nie musimy, instytucję kapłana, która łączy się z instytucją spowiedzi indywidualnej. Model chrześcijański obala i zastępuje stary model zdecydowanego prymatu grupy nad jednostką, prymatu niekwestionowanych norm grupowych nad umysłem jednostki, tworzy w umyśle jednostki sumienie i wprowadza mechanizm dobrowolnej, indywidualnej, a nie tylko zbiorowej i nieodwołalnej odpowiedzialności za przestrzeganie norm. W ten sposób zostaje stworzony bufor między wspólnotą a jednostką, w którym jednostka może po raz pierwszy bezpiecznie realizować swoją wolność w przestrzeni społecznej. Mamy więc tylko dwa wyjścia - albo polegamy na prostym, łatwym w obsłudze modelu pozachrześciańskim, podporządkowującym nasze ja dyktatowi grupy albo na modelu chrześcijańskim, bardziej skomplikowanym i wymagającym, ale za to dającym pole do popisu indywidualnej odpowiedzialności i kreatywności. Wyjścia trzeciego nie ma. Otrzymujemy w ten sposób dwa modele, mniej i bardziej zaawansowany,  sposobów samokontroli społecznej i teraz pora sprawdzić, co z tymi modelami zrobił demoliberalizm. Wiele pisałem o upadku demoliberalizmu wywołanego błedną koncepcją natury ludzkiej i postawieniem na ekstremalny indywidualizm, na nieskrępowaną indywidualną wolność służąćą realizowaniu osobistych celów. Oznaczało to zanegowanie kluczowej dla natury ludzkiej sfery społecznej i zlekceważenie norm wspólnotowych i zaproponowanie kierowania się jakimś wewnętrznym kompasem, nie wiadomo skąd wziętym. Dodajmy do tego rzecz oczywistą, że ten indywidualizm okazał się indywidualizmem pozornym, bo oderwanym od swojej wspólnotowej istoty, gdyż jedyny dostępny wewnętrzny kompas pochodzi od norm społecznych. Tak więc okazało się, że ta indywidualizacja jest faktycznie dezindywidualizacją, a jednocześnie odspołecznieniem. Czy jest więc mozliwe, by mógł działać system, w którym oba jego filary się zawaliły ? Jednostka przestała więc być wewnątrzsterowna, bo utraciła łączność z dwiema fundamentalnymi sferami swojej natury - społeczną, normodajną i indywidualną, sprawczą. Podlega w systemie demoliberalnym sterowaniu zewnętrznemu, realizowanego przy pomocy prawa i marketingu gospodarczego systemu konsumpcjonistycznego, czyniącymi z niej kolejną automatyczną maszynę do odtwarzania podaży, podaży nie popytu, konsumpcjonistycznej i bezustannego zakupoholizmu. Jest jednostka sterowana też podobnymi bodźcami zewnętrznymi - weź udział w rajdzie rowerowym po mieście, potem w maratonie, a ci najbardziej zaawanswani niech wystartują w triathlonie, potem zaś niech się zrelaksują na festiwalu Opener lub festiwalu Opolskim lub też wezmą udział w koncetrach Lata z Dwójką, a ze znajomymi spotkają się na Facebooku. To nie są działania na rzecz własnego rozwoju, lecz na rzecz systemu. Jednostki, czy to sobie uświadamiają czy też nie, są ofiarami Lewiatana czy też Molocha. Celem deklarowanym demoliberalizmu był progres, a efektem końcowym okazuje się regres. Miała być samorealizacja, okazała się degradacja, czego dowodem są filmiki z udziałem pani Jachiry. Mało tego, demoliberalizm dokonał nie tylko dekonstrukcji modelu zaproponowanego przez chrześcijaństwo, usuwając chrześcijański model samokontroli, lecz odrzucił także pozachrześciajański i przedchrześcijański prymat norm grupowych nad życiem jednostki, w efekcie czego jednostka została pozbawiona jakichkolwiek mechanizmów samokontroli. Rozbicie modelu indywidualności eliminuje także źródło kreatywności, a to przekreśla możliwość innowacyjności i rozwoju gospodarczego. Mamy więc oto do czynienia z podwójnym regresem i powrotem do epoki hominidów ? Ale teoria ewolucji dowodzi, że powrót do wcześniejszej fazy jest wykluczony, więc przyszłość wygląda nieciekawie. Albo pozbędziemy się jak najszybciej demoliberalizmu złączonego z konsumpcjonizmem, albo będzie po nas, po naszej cywilizacji. 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:2)
Kategoria wpisu: 

Bозвращение блудной дочери

$
0
0
Aстра вернулась в Heон.  A jeszcze nie tak dawno admini (l. poj. zgodna z lewacką modą) największego szamba w polskojęzycznym Internecie potrząsała dumnie grzywką: Było dla mnie prawdziwą przyjemnością intelektualną pracować nad Waszymi tekstami...Pięć lat minęło i jak z bicza trzasło!Po zastanowieniu stwierdziłam, że wystarczy...To są jednak tysiące godzin spędzonych głównie na czytaniu , pozycjonowaniu oraz w wyjątkowyo rzadkich sytuacjach dyscyplinowaniu czyli studzeniu gorących głów blogerów :)(…)Nie będę ukrywać, że mam swoje plany na przyszłość i że są one związane w dalszym ciągu z blogowaniem na które może w końcu wystarczy czasu :)Chciałam na koniec jeszcze napisać wszystkim bez wyjątku piszącym tutaj blogerom, że jesteście naprawdę niesamowici!Mam nadzieję, że ta wolność, która cechuje dzięki Wam portal będzie doceniana i szanowana wszędzie gdziekolwiek będziecie pisać!Było dla mnie prawdziwą przyjemnością intelektualną pracować nad Waszymi tekstami...Pozdrawiam :) Powyższy wpis pochodzi z 6 lipca 2019 r.Admini, czy raczej była już admini, wespół w zespół z innym oparowym tytanem intelektu Jarosławem Rus(z)kiewiczem postanowili otworzyć konkurencyjny portal dla jeszcze bardziej prawdziwych Paliakow.Niestety. Mimo zapowiedzi Astra dość cieniutko wypadła na nowo powstałym blogerskim kolosie ;).Aż trzy wpisy, odpowiednio mające 149, 644 i 278 odsłon i tak należały do bardziej odwiedzanych na rus(z)kiewiczowym „gigancie”.Aktywność blogerka zakończyła w połowie lipca.Najwyraźniej lata czytania cudzych tekstów, w tym tak podniosłych intelektualnie jak wpisy niejakiego Wrzodaka czy Nikandera zrobiły swoje.Bezprizorna narodowczyni zrobiła więc to, czego spodziewał się każdy obserwujący z dystansu ostatnią gównoburzę na oparowym ścieku.Astra jest znowu adminią na NEon24. Ciekawe jest tylko jedno – wczoraj, dla swoistego upamiętnienia rocznicy agresji socjalistycznych Niemiec na Polskę oparowy ściek wypromował tekst niejakiego Matterhorna. W ten sposób Astra pokazała narodowe oblicze?Fragmenty:Polska to taki dziwny kraj który hucznie świętuje klęski wojenne jakie ponieśli na przestrzeni wieków. Niedawno głośno było o Powstaniu Warszawskim teraz o napaści Niemiec na Polskę.Media non stop trąbią o uroczystościach z okazji wybuchu II WŚ. Wzniosłe słowa o bohaterach padają na każdej uroczystości odbywającej się w wielu miastach Polski. Tutaj na Neonie też można uświadczyć peany na ich cześć wznoszone przez pseudopatriotów .(…) wystarczyło w pierwszych dniach wojny gdy okazało się ,że nasi sprzymierzeńcy pokazali nam środkowy palec wywiesić białe flagi tak jak zrobili to Austriacy i Czesi. Wtedy liczba ofiar byłaby znacznie mniejsza a i Rosjanie nie mieli by pretekstu najazdu na Polskę. Dodam jeszcze, ze wrzesień 1939r to największa klęska i pogrom w całej historii Polski.(…)Wojna rządzi się swoimi prawami i nie obowiązują żadne kodeksy. Dużo się mówi o okrucieństwie hitlerowców w II WŚ i słusznie bo okrucieństwa były ale takie okrucieństwa są prawie w każdej wojnie na całym świecie. Wytykamy barbarzyństwo Niemcom czy Rosjanom ale przecież nie byliśmy od nich gorsi. Po zajęciu Moskwy Polacy rozpoczęli rzeź niewiniatek. Oto jak tą rzeź wspominają kronikarze:"Wziętych do niewoli przed śmiercią torturowano, gwałcono kobiety, rabowano i niszczono wszelki dobytek. (…) NEonowy „patriota” jako usprawiedliwienie bestialstw popełnionych we wrześniu 1939 r. przez niemieckich i sowieckich żołdaków na ludności polskiej podaje wydarzenia z 1612 roku!Sprzed 407 lat!Zachowania normalne w tamtych czasach, szczególnie w Rosji (ot„dobrotliwy” car Iwan IV Groźny i jego oprycznina) mają być uzasadnieniem takich samych zachowań w XX wieku.Zdaniem neonowego głupka przez 400 lat nic się nie zmieniło. Te same metody powinny być stosowane.Na nic setki stron paktów międzynarodowych mających zapewnić odpowiednie zachowanie stron wojujących.Dla NEon-wego przygłupa wojna rządzi się swoimi prawami i nie obowiązują żadne kodeksy.Bezprzykładny rabunek, jakiego dokonała „wyzwolicielka” armia czerwona to również wg niego prawo wojny.Rosjanie odebrali sobie część kosztów w naturze. Takie było prawo wojny.Tymczasem konwencje genewskie i haskie chronią ludność terytoriów podbitych przed rabunkiem. Chronią także dobra kultury. Ale to wiedza, która próżno wymagać od „publicysty” z NEon-u nie wspominając już o równie pustych adminach. Czy za chwilę zaczną tam usprawiedliwiać w podobny sposób ludobójstwo wołyńskie?Przecież metody zabijania Polaków przez UPA były nieco łagodniejsze, niż stosowane niespełna 400 lat temu przez „narodowowyzwoleńcze” oddziały Bohdana Chmielnickiego!A nadto Jarema Wiśniowiecki na pal nabijać kazał psubratów.Zatem w oczach takich gnid jak Matterhorn upowskie dwudziestowieczne bestialstwo jest jak najbardziej usprawiedliwione. Gdzie jest koniec szaleństwa portalu, który startował (co prawda za pieniądze b. WSI) jako patriotyczny i polski? Ale skupiał Polaków! Co prawda otumanionych retoryką Opary i in., ale nigdy nie był aż tak jawnie antypolski! Dzisiaj natomiast jawne prosowieckie ścierwo jest promowane przez administratorów, z których jeden uważa się za domorosłego historyka, druga zaś opowiada się za „ruchem narodowym”. Najwyraźniej tyle tam Narodu co ongiś w Twoim Ruchu Palikota.Nie wierzę, aby coś takiego mogło zdarzyć się bez wiedzy i przyzwolenia „milionera” Opary. Jako że wychowałem się w minionej epoce zdaję sobie sprawę z tego, że lewica zawłaszczyła znane pojęcia i nadała im zupełnie inne znaczenie.Demokracja z dopiskiem socjalistyczna stała się tejże demokracji zaprzeczeniem. Wolność Narodów w ZSRS okazała się niewolą.Nic dziwnego, że NEon24 określający się nie tak dawno jako „forum wszystkich Polaków” tak naprawdę jest antypolski. Oparowi „narodowcy” tak naprawdę są jedynie pożytecznymi idiotami Kremla.Tym niemniej wydaje się nieprawdopodobne, że można zgłupieć aż tak bardzo i na rzekomo polskim portalu promować tekst, którego wstydziłby się opublikować nawet jawnie kremlowski Sputnik!Matterhorn jest konsekwentny w swoich poglądach. Zgodnie z ukrywaną linią „redakcji” jego teksty nie trafiają do lochu, a on sam nie jest banowany za jawne antypolskie skurwysyństwo.To wystawia jednoznaczne świadectwo o naczelnym i adminach.Antypolski portal plujący w twarz nie tylko nam, ale i naszym przodkom. Kończę zatem w języku, który oparowi admini mają opanowany o wiele lepiej niż polski.Kак долго вы будете трахать в интернете, настоящиe поляки от HEона? Это все хуйня, что вы сделали и будете продолжать делать. Путин будет зол.Они поняли? Так иди на хуй!   2.09 2019_____________________* prawdziwych Polaków
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:5)
Kategoria wpisu: 

Winien, nie winien, płacić powinien

$
0
0
Ilustracja: 
Czy Sąd Najwyższy stworzy precedens w sprawie odszkodowań dla ofiar „kościelnej” pedofilii?W ostatniej notce pisałam o tym, że 4 września odbędzie się w Sądzie Najwyższym posiedzenie niejawne w składzie jednoosobowym w sprawie przyjęcia lub odmowy przyjęcia skargi kasacyjnej Zakonu Chrystusowców od wyroku Sądu Apelacyjnego w Poznaniu z dnia 2.10.2018 r. Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego, w którym na rzecz powódki Ż.K. zasądzono od Zakonu zadośćuczynienie za krzywdę w kwocie 1 mln złotych z odsetkami oraz comiesięczną rentę w wysokości 800 zł za czyny pedofilne, których dopuścił się na szkodę powódki były już zakonnik Roman B.Kwoty zasądzono od zakonu pomimo tego, że sądy obu instancji uznały, że Chrystusowcy nie mieli wiedzy odnośnie nagannego procederu księdza Romana B., a stosowne informacje uzyskali dopiero w momencie jego aresztowania.Pisałam też o tym, że wokół tej sprawy lewackie media kolportują mnóstwo nieprawdziwych informacji wbrew ustaleniom prokuratury i sądów. Na przykład twierdzi się, że Ż.K. była przez zakonnika więziona, bita i gwałcona, a nawet miała być poddana aborcji. Przypomnijmy okoliczności sprawy. Ofiara byłego zakonnika Romana B. poznała go w szkole, gdzie uczył religii. Zwierzyła mu się z trudnej sytuacji w domu rodzinnym, gdzie miał dominować alkoholizm i przemoc na tym tle. Ksiądz zaoferował jej pomoc w lekcjach oraz za zgodą rodziców załatwił dalszą edukację w gimnazjum salezjańskim w S. W czerwcu 2006 r. podczas korepetycji (powódka miała wówczas 13 lat) zakonnik zaczął ją całować i dotykać. Potem powódka pojechała do domu, a po rozpoczęciu roku szkolnego przez 3 tygodnie mieszkała u państwa M., potem w Domu w S.D., a od początku 2007 roku w mieszkaniu matki zakonnika, która przebywała wówczas w USA. Początkowo korzystała z pokoju wspólnie z drugą lokatorką, a gdy zakonnik wypowiedział umowę tej osobie - sama. Potem od marca do czerwca 2007 roku z pokoju korzystała też studentka A. W. Podczas nieobecności innych lokatorek dochodziło do zbliżeń między Ż. K. a Romanem B. Powódka – mimo korepetycji – nie radziła sobie z nauką i została przeniesiona do szkoły w B. Wróciła do domu rodzinnego. Od tego czasu nie spotykała się już z Romanem B. A zatem nigdy nie miało miejsce „więzienie”. Powódka w każdej chwili mogła zerwać intymne kontakty z zakonnikiem B.Około rok później w maju 2008 sprawa ujrzała światło dzienne. Ż.K. zwierzyła się jednej z nauczycielek w świetlicy środowiskowej, do której uczęszczała, ze swojej intymnej relacji z księdzem. Bez jej wiedzy powiadomiono organa ścigania, o co Ż. K. miała żal do zawiadamiających. Poczuła się zdradzona przez dorosłych, gdyż nie chciała, aby jej związek z księdzem R.B. został publicznie ujawniony. Równolegle podjęto z urzędu postępowanie o ograniczenie władzy rodzicielskiej rodzicom pokrzywdzonej. W dniu 12.06.2008 r. Ż.K. i jej brat zostali umieszczeni w domu dziecka.W dniu 21.06.2008 r. zakonnik został zatrzymany, a 2 dni później aresztowany. W dniu 24 czerwca 2008 roku Wikariusz Generalny Zakonu złożył wizytę u Romana B. w Areszcie Śledczym i nałożył na niego suspensę zabraniającą wykonywania wszelkich aktów władzy, święceń i noszenia stroju duchownego. W czasie tego spotkania podejrzany przyznał się do popełnienia przestępstwa na szkodę Ż.K. O sprawie powiadomiono Kongregację Nauki Wiary. 26.11.2008 biegli potwierdzili u oskarżonego skłonności pedofilne oraz ograniczoną w stopniu znacznym zdolność kierowania swoim postępowaniem.Wyrokiem z dnia 10 lutego 2009 roku Sąd uznał oskarżonego R. B. za winnego tego, że w okresie od roku 2006 do początku lipca 2007r. obcował płciowo z małoletnią Ż. K., wówczas w wieku pomiędzy 13-14 lat i wymierzył mu karę 8 lat pozbawienia wolności. Nadto na podstawie art. 95 § 1 k.k. orzekł umieszczenie sprawcy w zakładzie karnym, w którym stosuje się szczególne środki lecznicze zaburzeń preferencji seksualnych, a na podstawie art. 41 § 1 k.k. orzekł wobec oskarżonego zakaz wykonywania zawodów związanych z nauczaniem małoletnich na okres 5 lat. Po uchyleniu wyroku przez Sąd Okręgowy, ponownym wyrokiem Sąd Rejonowy obniżył karę do 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. W trakcie kolejnej apelacji wyrok w dniu 23 lipca 2010 r. zmieniono i ostatecznie zasądzono karę 4 lat więzienia z artykułu 200 § 1 kodeksu karnego.Podczas pobytu powódki w domu dziecka jedna z wychowawczyń próbowała nakłonić pokrzywdzoną do wycofania zeznań przeciwko księdzu. Zeznawała ona dwukrotnie – przed Prokuratorem w dniu 20 czerwca 2008 roku oraz przed Sądem w dniu 29 grudnia 2008 roku, w obecności psychologa. Więcej razy nie zeznawała ponieważ kilkukrotnie przebywała w szpitalu psychiatrycznym z powodu podejmowanych prób samobójczych (od 23 lutego 2009 roku do 23 lipca 2009 roku, gdyż chciała wyskoczyć z okna w Domu Dziecka, od 29 lipca 2009 roku do 17 sierpnia 2009 roku, od 20 kwietnia 2010 roku do 15 czerwca 2010 roku).Prokuratura stwierdziła stanowczo: „W toku postępowania nie stwierdzono, ażeby pokrzywdzona podczas zdarzeń była bita, więziona oraz by podawano jej środki wczesnoporonne lub psychotropowe”. Podobnie sądy karne nie dały wiary pokrzywdzonej, że sprawca stosował wobec niej przemoc fizyczną, przymus psychiczny i kontrolował każdy jej krok. Z opisu czynu wyeliminowano też nadużycie przez zakonnika zaufania pokrzywdzonej. Zakonnik opuścił zakład karny w dniu 21.06.2012 r, a zatem odbył zasądzony wyrok w całości.Ż.K. po ukończeniu gimnazjum (przy czym w trakcie nauki została przeniesiona ze szkoły w B. do szkoły w P.) rozpoczęła edukację w Centrum (...) w klasie gastronomicznej. Edukację zakończyła po pierwszym semestrze, miała problemy z nauką. W dniu 30 października 2010 roku po raz czwarty trafiła do szpitala psychiatrycznego w związku z kolejnym samookaleczeniem i myślami samobójczymi. Przebywała tam do dnia 29 listopada 2010 r. W przerwach pomiędzy pobytami w szpitalu psychiatrycznym małoletnia pozostawała pod opieką poradni zdrowia psychicznego, miała przepisywane leki. Decyzją z października 2009 roku ustalono u niej umiarkowany stopień niepełnosprawności do października 2010 roku. Następnie orzeczeniem z grudnia 2010 r. Ż.K. ponownie została zaliczona do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności, tym razem do grudnia 2012 roku. Z kolei orzeczeniem lekarza orzecznika z maja 2011 roku ustalono całkowitą niezdolność Ż.K. do pracy do maja 2013 roku, przy czym całkowita niezdolności do pracy pozostawała w związku z naruszeniem sprawności organizmu powstałym przed ukończeniem 18. roku życia. W efekcie została jej przyznana renta socjalna w kwocie ok. 500 zł. Po osiągnięciu pełnoletności Fundusz Zdrowia odmówił finansowania terapii pokrzywdzonej.Ż.K. skontaktowała się z lewacką Fundacją "Nie lękajcie się”. Anonimowy darczyńca podjął się finansowania jej terapii. Od lutego 2016 roku powódka uczestniczyła w terapii prowadzonej przez psychologów. Do lutego 2017 roku pracowała w firmie, gdzie zajmowała się skanowaniem zwrotu gazet. Otrzymywała najniższe dopuszczalne wynagrodzenie. Zrezygnowała z pracy po uzyskaniu środków finansowych w wyniku zbiórki publicznej zorganizowanej przez dziennikarkę Gazety Wyborczej..Zdaniem sądów stan zdrowia powódki i potencjał intelektualny nie stanowią przeciwwskazań do podjęcia nauki. Obecny stan zdrowia psychicznego powódki nie stanowi przeciwwskazania do kontynuacji pracy zarobkowej z zastrzeżeniem, że powódka z uwagi na konieczność leczenia winna być zatrudniona w zakładzie pracy chronionej. Uszczerbek na zdrowiu powódki według tabeli (...) wynosi 10%.Powódka wezwała Zakon pismami z dnia 5 kwietnia 2016 r. o zapłatę zadośćuczynienia w wysokości 3 000 000 zł i przeproszenie zakreślając siedmiodniowy termin spełnienia świadczenia. 10 maja 2016 r. wniosła pozew.6 stycznia 2017 r. (a więc przed wydaniem wyroku przez sąd pierwszej instancji) ukazał się w Dużym Formacie „Wyborczej” reportaż Justyny Kopińskiej zatytułowany „Pedofilia w Kościele. Ksiądz gwałcił 13-latkę. Nadal odprawia msze”. Większość informacji w tym tekście – jak podawałam wyżej - była zmanipulowana lub wprost nieprawdziwa.W tym czasie toczył się jeszcze proces kanoniczny Romana B., który po powrocie z więzienia - wbrew twierdzeniom reportażystki - był odsunięty od publicznej działalności duszpasterskiej. Posługiwał w domu dla księży emerytów i miał prawo odprawiać Mszę Św. tylko w wewnętrznej kaplicy. Ostatecznie został wydalony ze stanu duchownego dekretem z dnia 19 grudnia 2017 r.Sądy cywilne ustaliły, że ofiara była uzależniona od zakonnika, w związku z tym można mówić o przemocy psychicznej wobec powódki. Rzekome „więzienie”, to zatem tylko perfidna figura stylistyczna.W poprzedniej notce podkreśliłam, że wokół tej sprawy nadal rozpowszechniane są fałszywe narracje o czasie trwania przestępstwa (który podawany jest o połowę dłuższy) , więzieniu i biciu oraz rzekomej aborcji. Ustalenia sądów nie mają dla oszczerców żadnego znaczenia.Gdy nawiązałam kontakt z oszczercami, aby zwrócić uwagę na fałszywość upowszechnianych przez nich informacji, natychmiast otrzymałam oświadczenie, podpisane „Katarzyna”, w którym grozi mi się pozwem o naruszenie dóbr osobistych, zawierające takie m.in. stwierdzenia: „Miałam 12 lat kiedy poznałam księdza Romana B., byłam dzieckiem. Zakon jest tej sytuacji winny i za to został skazany. Koniec z wypieraniem prawdy! Czas ją przyjąć i zaakceptować. Mój wyrok jest pierwszym, ale będą setki kolejnych. Wtedy nie będzie Pani mogła obrażać tych skrzywdzonych ludzi i mówić, że Kościół jest biedny i jest niesłusznie atakowany. Na całym świecie Kościół płaci za winy swoje i swoich pracowników. Czas na Polskę. Nie pozdrawiam i do zobaczenia w sądzie”.Prowokacji jest więcej. Na tegorocznych rekolekcjach Ruchu Czystych Serc, młodzieżowego ruchu katolickiego, zainicjowanego kilkanaście lat temu przez chrystusowców (patronką ruchu jest bł. Karolina Kózka), którego członkowie decydują się na zachowanie dziewictwa przed zawarciem małżeństwa, głos zabrał niejaki Paweł K. Próbował on pomawiać zakon o odpowiedzialność za nieszczęście Żanety K. oraz zniesławiał szanowaną profesor ginekologii, specjalistkę w zakresie naprotechnologii, zarzucając jej publicznie, ze miała rzekomo wykonać aborcję u Ż.K., gdy miała ona 12 lat. Przypominam, że wymiar sprawiedliwości nie potwierdził, iżby aborcja miała miejsce, a pierwsze kontakty erotyczne zakonnika z Ż.K. zaistniały, gdy miała ona 13 lat.[video:https://www.facebook.com/krystyna.gorzynska.3/videos/2518298068230393/]No cóż, lewackie kłamstwa nie mają żadnych ograniczeń. Co zrobi Sąd Najwyższy? Przekonamy się w środę.
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(głosów:4)
Kategoria wpisu: 

Moskwy duma

$
0
0
Ilustracja: 
   w czym się przejawiaMoskwy duma?...Hitlera miała Ona i maza swego kuma!...
Ocena wpisu: 
Średnio: 3.6(głosów:4)
Kategoria wpisu: 

O TAKIEGO...

$
0
0
Ilustracja: 
1
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

Od Stalina do Putina....Biesłan.

$
0
0
  Biesłan. 15 lat temu.. Rocznica ataku terrorystów na szkołę w BiesłanieMiasto Aniołów (Biesłan)2 września 2004 zakładnicy terrorystów byli już drugi dzień przetrzymywani w szkole. Rosyjską Specnaz i wojsko szykowały się do szturmu, który okazał się tragiczny w skutkach.Czy pamiętacie o dzieciach BiesłanuZginely 334 osoby, w tym 186 dzieci. Proszę nie zapominajcie o tych, dla których radosny dzień stał się tragedią. Mija 15 lat od ataku na szkołę w Biesłanie.156 dzieci zamordowano, bo ważniejsza była likwidacja terrorystów, niż ochrona dzieci ! O dzieciach z Biesłanu nie zapomnę nigdy !Matki i ojcowie dzieci,które zginęły,w każda rocznicę są bite,zatrzymywane i skazywane na wysokie grzywny za koszulki z imieniem winowajcy .....Putin 1 września 2004 roku czeczeńscy rebelianci, domagający się wycofania rosyjskich wojsk federalnych z Czeczenii, zajęli szkołę w Biesłanie, biorąc ponad 1100 zakładników, głównie dzieci, które uczestniczyły w uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego. 3 września rosyjskie siły specjalne zajęły budynek szturmem. Zginęły 334 osoby, w tym 186 dzieci. Rannych zostało 810 osób.ps.Sąd w Strasburgu orzekł, że dzieci w Biesłanie zabił Rosyjski Specnaz Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał Rosji wypłatę wielomilionowego odszkodowania za masakrę w szkole w Biesłanie w Osetii Północnej.Rosja nie zgadza się z wyrokiem Europejskiego Trybunału Człowieka w sprawie masakry   
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

Śledztwo smoleńskie - koszmar który trwa

$
0
0
Jednym z głównych oskarżeń formułowanych przeciw PiS-owi przez jego przeciwników politycznych jest zarzut, że politycy rządzącej partii, tylko mówią o wielkich przestępstwach popełnionych przez ludzi „państwa teoretycznego”, a jakoś nikt z nich dotychczas nie został jeszcze skazany, nawet za te najbardziej wybujałe i ewidentne zbrodnie, związane z grabieżą majątku narodowego czy zdradą dyplomatyczną. Można by próbować tłumaczyć to tym, że polskie sądy, nigdy nie zostały zdekomunizowane, a bez sprawiedliwego i bezstronnego wymiaru sprawiedliwości, prawomocnie nikogo skazać przecież nie sposób. Ale takie tłumaczenia dla przeciwników obecnej władzy wydają się być nie do przyjęcia.Na szczęście pewne rzeczy zilustrować można za pomocą konkretnych przykładów.Być może nie jest to najlepszy, nie najbardziej sztandarowy z przypadków, opisujący zjawisko z jakimi mamy do czynienia, ale - moim zdaniem - widać na nim wyraźnie, choć w mikroskali, z jaką wielką, gumową ścianą wciąż przychodzi mierzyć się rządzącym. Chodzi mi o sprawę niemożności pełnego przesłuchania - wciąż jeszcze niedoszłego, smoleńskiego świadka - tłumaczki rozmów premierów: Donalda Tuska i Władymira Putina, które miały miejsce w dniu 10 kwietnia 2010. Jak wiadomo śledztwo smoleńskie do dnia dzisiejszego nie zostało zamknięte, ani przez prokuraturę polską, ani przez rosyjską i wcale nie zanosi się na to, aby mogło się to stać w najbliższym czasie. Przecież przez prawie dziesięć lat nawet nie sformułowano prawnie tego, co się w owym dniu mogło zdarzyć.Winnym takiego stanu rzeczy jest fakt, że wbrew wcześniejszym umowom pomiędzy Rzeczpospolitą Polską, a Federacją Rosyjską, oraz niezgodnie z międzynarodową praktyką badawczą, z analizowania przyczyn tego zdarzenia, zostali wyłączeni biegli i eksperci z Polski, a wszystkie działania kontrolne i badawcze powierzono, w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach, wyłącznie ludziom Putina.Nie muszę chyba pisać, że sprawa w jakiej zeznawać ma tłumaczka jest bardzo istotna, bo chodzi tu o ustalenie, czy nie zablokowano możliwości badania zdarzenia, przez naszych specjalistów, celowo. Aby to wyjaśnić, nasza prokuratura od ubiegłego roku usiłuje przesłuchać tą panią. Nie jest to jednak wcale prosta sprawa. Za każdym razem, gdy tylko śledczy zwalniają ją z tajemnicy zawodowej i chcą przepytać na okoliczności sprawy, ta odwołuje się od ich postanowienia do sądu, tłumacząc, iż takie zwolnienie „łamie standardy demokratycznego państwa prawa i standardy zawodu” wykonywanego przez nią, oraz może spowodować utratę przez obywateli zaufania do tłumaczy.Biorąc pod uwagę wagę sprawy, takie tłumaczenie tłumaczki brzmi - według mnie – żałośnie, tym bardziej że przesłuchanie jest przecież tajne, a ze smoleńskiego śledztwa nic nie wycieka. Podobnie kuriozalne jest dla mnie również dotychczasowe działanie sądu, który po pierwszym zażaleniu złożonym przez panią tłumacz, w marcu bieżącego roku, uchylił postanowienie oskarżenia o zwolnieniu jej z tajemnicy, z tego względu, że prokuratura… "nie uzasadniła w wystarczającym stopniu potrzeby takiego zwolnienia dla dobra wymiaru sprawiedliwości". Jak widać, sprawa ta przypomina męczący sen, który nie tylko zdaje się nie mieć końca, ale też obezwładnia w nim ogólne poczucie niemożności - zrobienia choć kroku naprzód. A skoro przez niemal rok, śledczy muszą się zmagać z takim problemem jak niemożność przesłuchania jednego tylko świadka, to można sobie tylko wyobrażać jaką skalę trudności może stanowić całe postępowanie (o zdradę dyplomatyczną). Tym bardziej, że potencjalny świadek nie tylko nie zamierza dać się przepytać, ale też bezczelnie twierdzi, że prokuratura chcąc ją przesłuchać (przesłuchanie miało się odbyć 3 stycznia 2019) nie kieruje się „przesłankami związanymi z dobrem śledztwa, lecz interesem politycznym i chce wykorzystać te czynności w kampanii wyborczej”.Nie wiem czy 25 września sąd ponownie nie odrzuci postanowienia prokuratury. Nie wiem czy tłumaczka w końcu zezna prawdę czy też zasłoni się niepamięcią, ale jestem sceptyczny, co do tego, że postępowanie to może przynieść jakiś przełom. Pani tłumacz to bowiem Magdalena Fitas-Dukaczewska. I zbieżność nazwiska też nie jest tu przypadkowa. A to wskazuje na kolejną trudność z jaką muszą zmagać się śledczy - lojalność środowiskową.Zastanawiam się co szkodziłoby świadkowi po prostu iść na wezwanie i stwierdzić, że nic nie pamięta? Czy czasem nie to, że chce ona wyraźnie pokazać środowisku z którego pochodzi, że nadal jest ono silne, że wciąż ma wsparcie w sądach i że wszyscy mogą im skoczyć? Bo w to, że boi się ona zleceniodawców seryjnego nie uwierzę. Jeśli więc ktoś mówi, że PiS nie posadził do tej pory nikogo za żadne poważne przestępstwo, bo albo nie chce tego robić, albo po prostu fałszywie oskarżał niewinnych ludzi, to wiem, że zupełnie nie wie co i o czym mówi.
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:2)
Kategoria wpisu: 

Wściekłość Żydów i Rosjan

$
0
0
  Dziś  [2.09. 2019] wiceprezydent USA, Mike Pence odleciał do Ameryki, kończąc w ten sposób ostatecznie obchody 80-lecia wybuchu II Wojny Światowej.  Były one niezwykle udane.  Pence oraz prezydenci Niemiec i Polski, Steinmeier oraz Duda wygłosili wspaniałe przemówienia.  Cała uroczystość była niewątpliwym sukcesem Polski.  Wzięło w niej udział 40 zagranicznych delegacji.   Wzbudziła ona także wściekłość naszych wrogów.  Oto dziś w izraelskiej gazecie "Haarec" {TUTAJ} ukazał się artykuł Ofer Aderet "In Polish Ceremony Marking 80 Years Since WWII, the Poles Forgot One Thing".  Zdaniem autora:   "The right-wing nationalist government in Poland can celebrate a great victory. In the long war over the “culture of memory,” an objective it set for itself upon coming to power in 2015, the last bastion was conquered yesterday. After Israel’s recognition last year of the Polish narrative – which emphasizes the suffering of the Polish nation and minimizes its part in causing suffering to another nation – now Germany and the United States have also been convinced of the justice of the Polish claim.".   Chodziło mu o to, iż zaprzeczono temu, że to tylko Żydzi byli ofiarami wojny.  Przebiła się pamięć o zamordowanych Polakach:  "all the speakers – from Polish President Andrzej Duda, to German President Frank-Walter Steinmeier and U.S. Vice President Mike Pence – mentioned the Polish victims and Polish suffering. (...) But the Jews – the group that paid the highest price in World War II – were almost totally absent from the speeches, the assemblies, the ceremonies and the marches. It’s true that President Duda mentioned, in a single sentence, that the Jewish citizens of Poland were imprisoned in ghettoes and sent to extermination camps – but he said that it was part of the “terror” that was the lot of the “entire” Polish nation. (...) But we should be infuriated that the suffering of the Jewish people – 6 million of whom were murdered in the war, half of them Polish citizens – did not reverberate in the state and official events conducted in Poland, but was swallowed up inside them as though it had never happened.".   Ta swoista "licytacja na ofiary" byłaby nawet zabawna, gdyby nie dotyczyła tak tragicznych wydarzeń historycznych.   Zupełnie inny charakter mają pretensje Rosjan {TUTAJ}.  Ci dla odmiany wolą nie pamiętać o tym, że w 1939 roku Związek Sowiecki był najlepszym sojusznikiem Hitlera i to właśnie pakt Ribbentrop - Mołotow umożliwił wybuch wojny.  Brak uznania tego faktu przez Rosję spowodował, że rosyjskiej delegacji nie zaproszono na obchody.  Rosyjska prasa skomrntowała to tak:   ""Warszawa sprywatyzowała II wojnę światową" - pisze w podtytule swojej relacji rządowa "Rossijskaja Gazieta". "Choć Polska była nie pierwszą i nie ostatnią ofiarą reżimu nazistowskiego, a później kraj wyzwoliła Armia Czerwona, uroczystości żałobne przemieniły się w odpychające show PR-owskie, zorganizowane przez rządzącą partię Prawo i Sprawiedliwość" - czytamy. "Kiedy polscy urzędnicy tchórzliwie nie zapraszają realnych wyzwolicieli swojego państwa (...) i objaśniają swój krok przestrzeganiem 'współczesnych kryteriów', to mówi to nie tylko o krótkiej pamięci i o niewdzięczności historycznej władz polskich" - ocenia "RG". (...) "Niezawisimaja Gazieta" zaznaczyła w podtytule, że w przemówieniu w Warszawie prezydent RP Andrzej Duda "nie wspomniał o udziale ZSRR w wyzwoleniu" Polski spod okupacji hitlerowskiej. Podkreśla, że Duda mówił natomiast o 17 września 1939 roku, braku pomocy dla Powstania Warszawskiego i Katyniu. "Moskowskij Komsomolec" napisał natomiast o obchodach w felietonie Olega Bondarenki, politologa, który w 2017 roku otrzymał zakaz wjazdu do Polski. Ocenił on, że Polska "wszczyna wojnę o historię". "Demonstracyjny brak zaproszenia na ceremonię Władimira Putina jako prezydenta kraju, który oddał najwięcej istnień w walce z faszyzmem, potwierdziło samobójczy w swojej antyrosyjskości upór władz polskich" - pisze Bondarenko. (...) "Historycznie fałszywie" - takim nagłówkiem opatrzył swą relację z obchodów dziennik "Izwiestija". Podkreślił, że Putin nie otrzymał zaproszenia na obchody "mimo pierwszoplanowej roli, jaką nasz kraj odegrał w pokonaniu nazizmu".   To prawda, że Armia Czerwona pokonała w końcu Hitlera, ale najpierw Związek Sowiecki pomógł mu rozpętać wojnę.   Ta wściekłość wrogów Polski świadczy jednak o tym, iż wczorajsze uroczystości były naprawdę udane.
Ocena wpisu: 
5
Średnio: 4.9(głosów:9)
Kategoria wpisu: 

Opozycyjny 1 września

$
0
0
Uroczystości z okazji 80-tej rocznicy wybuchu II wojny światowej minęły wczoraj. Nie będę się do ich przebiegu ustosunkowywał, bo mamy na ten temat sporo tekstów na Salonie24 i innych portalach. Natomiast ciekawa jest cała otoczka tego dnia i tych uroczystości. W miarę zbliżania się 1 września opozycja - jej media, jak to mają w zwyczaju, smędziła coś o martyrologii, świętowania klęsk itd. Ale w miarę upływu czasu głosy te cichły, zwłaszcza gdy okazało się że do Warszawy przybędzie kilkadziesiąt delegacji z prezydentem Trumpem na czele. 30 sierpnia okazało się że Trump przekłada wizytę i przyjedzie Pence. Od razu pojawiło się szereg interpretacji, nawet byli "ambasadorzy" którzy wcześniej wysmażyli głupawy i kłamliwy list do Trumpa ostrzegając Go przed przyjazdem do Polski, wyrazili opinię, że ten papierek "powstrzymał Trumpa". Cóż, można się tylko roześmiać, ale i zastanawiać jak takie dziwne osoby mogły pełnić wysokie funkcje w dyplomacji średniej wielkości państwa europejskiego. Przełożenie przez Trumpa wizyty skutkowało także szeregiem wystąpień polityków i celebrytów wśród których wyróżnia się pisanina Lisa i "żarty" Zandberga o polu golfowym Trumpa. Nagle, jak gdyby wiatr powiał w żagle opozycji, ale już przebieg wydarzeń uroczystości 1 września udowodnił, że jednak dla "totales" nadal panuje flauta. Przede wszystkim raził brak opozycji na uroczystościach. Sam Tusk nie pojawił się w Warszawie, uzasadniając swą absencję późnym zaproszeniem i swym przekonaniem, że niezbyt czekają "na Niego w Warszawie". Parę osób z ich szeregów pojawiło się w Gdańsku na "imprezie" organizowanej przez panią Dulkiewicz. I o tym spektaklu chciałbym napisać więcej. Zastanawiam się jaki był ich cel. Czy miał to być refleks tego co się równolegle dzieje w Warszawie? Jakieś konkurencyjne zgromadzenie? No chyba jednak nie. Nawet najostrzejsi krytycy polityki polskiej zaczepionej od kilku lat na US, nie mogą udowadniać, że Gdańsk był konkurencją dla Warszawy. Tym bardziej, że przebieg tego gdańskiego zgromadzenia okazał się momentami kompromitacją. Chodzi głównie o przemówienie pani prezydent Dulkiewicz, gdzie prócz wezwań "Nigdy więcej wojny", pojawiły się nawiązania do praw mniejszości, gejów, wojny rządu z narodem i takie tam inne nonsensy. Prócz tego, że to przemówienie było fatalnie wygłoszone, to jego treść pasowała do kolejnych rocznic podpisania porozumień sierpniowych i 1 września, jak pięść do nosa. No i ta feta zorganizowana Timmermansowi.Ten euro człeczek dla większości krajowego elektoratu to gość któy nie tyle broni "europejskich wartości w Polsce", ale na podkręcaniu konfliktu z rządem RP i rządem węgierskim buduje swoją pozycję polityczną, która miała mu otworzyć drogę do szefostwa KE w nowej kadencji 2019-2024. Z tych planów nic nie wyszło, więc "nasz Franc" przyjechał do Gdańska jako polityk przegrany. Czy jego pobyt miał jakieś znaczenie? Mógł jedynie utwierdzić w swych antypisowskich przekonaniach tylko tych, którzy są już przekonani. No i ten wygłup pani Dulkiewicz na koniec kiedy burmistrza Londynu  Sadiq Khana nazwała egzotycznym gościem. Przeprosiła oczywiście, ale każdy normalny kulturalny człek ugryzłby się w język przed użyciem takiego określenia wobec Azjaty, Eskimosa, czy Indianina z Brazylii. Poziom intelektualny tej pani jest zbliżony do poziomu pani premier Kopacz. Gdzieś czytałem, że może być wystawiona w wyborach prezydenckich w 2020 roku. To jednak chyba  żart był jednak. W sumie opozycyjne "imprezy" wypadły blado, bledziutko. O tym dziś pisano w GW, gdzie podkreślono małostkowość Tuska, niezręczności Dulkiewicz i brak pomysłu opozycji na zaznaczenie swej postawy. Jeśli już nawet GW krytykuje działania Tuska i Dulkiewicz, to znaczy, że już jest niedobrze po stronie opozycjiTekst opublikowany także na S24
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:8)
Kategoria wpisu: 

Gdzie się ukrywa Grzegorz Schetyna?

$
0
0
Ilustracja: 
Takiej groteski nie wymyślił Stanisław Bareja, ani też genialni twórcy Monty Pythona: na półtora miesiąca przed wyborami – lider opozycji musi się ukryć, by jeszcze bardziej nie szkodzić swojej partii! Rzecz się dzieje jednak w realu a nie w programie kabaretowym! I to w Polsce A.D.2019Do takiej właśnie groteskowej sytuacji doprowadził byłą Platformę Obywatelską, która dla zmyłki wyborców zmieniła nazwę na Koalicję Obywatelską, jej lider Grzegorz Schetyna. Zmiany nazwy partii dokonał Schetyna, który także wynajął izraelską firmę doradczą, aby przygotowała dla PO skuteczną strategię wyborczą. Schetynie jednak miały nie spodobać się jej sugestie, ponieważ izraelska firma poradziła, aby….Schetyna usunął się w cień!W historii parlamentaryzmu większej konfuzji nie doznał lider żadnej partii. To jak plunięcie w twarz lidera, który musi się teraz ukryć… Z przeprowadzonych przez izraelską firmę (zatrudniającą bez wątpienia b. agentów Mosadu) okazało się, że dla wyborców Platformy Schetyna ma wizerunek agresywny. Wzbudza ogromną nieufność własnego elektoratu! Skoro Schetyna wywołuje grozę we własnym elektoracie, tak jak może Schetyna liczyć, że zostanie kiedyś przywódcą całego Narodu?! Firma izraelska już wie, że to niemożliwe…Stąd Schetyna, gdy dowiedział się od izraelskich agentów, że Platforma Obywatelska musi „wyciszyć lidera” - wpadł w szał, co zapewne upewniło nie tylko agentów, ale i wszystkich członków partii, że trzeba Schetynę natychmiast gdzieś ukryć na półtora miesiąca przed wyborami. Żeby Schetyna nie wpadł w szał na kolejnej konwencji Koalicji Obywatelskiej…Gdzie Schetynę ukryli agenci izraelskiej firmy – wie tylko sam Mosad. Ale intrygująca wieść o przejściu Schetyny do podziemia, już budzi wielkie zainteresowanie nie tylko mediów, ale i zwykłych ludzi. Do redakcji gazet i telewizji docierają informacje świadków, którzy widzieli Schetynę w okolicach majątku w Chobielinie w przebraniu ogrodnika. Z kolei grzybiarze widzieli mężczyznę podobnego do Schetyny w pobliżu lepianki w borach tucholskich. Zaś turyści wracający z wycieczki autokarowej do Rumuni są święcie przekonani, że widzieli Schetynę w odwiedzanym monastyrze. Ktoś nawet zrobił zdjęcie mężczyzny łudząco podobnego do Schetyny…Ustalenia izraelskiej firmy, która z pewnością zatrudnia agentów Mosadu, stały się źródłem wielu plotek. Niektórzy sądzą, że nagłe „ukrycie” Schetyny trzeba łączyć z zaskakującym zniknięciem Kulczyka i Staraka. Jedno jest jednak pewne: pozbawionej przywódcy Koalicji Obywatelskiej pozostanie już tylko wycie na PIS na półtora miesiąca przed wyborami. A to z kolei prowadzi do wniosku następnego: za półtora miesiąca cała nie tak dawna Platforma Obywatelska będzie zmuszona przejść do podziemia!Tylko gdzie ich wszystkich Mosad ukryje? Czy starczy majątków i klasztorów na Bałkanach by ukryć Brejzę, Kierwińskiego, Tomczyka, Myrchę, Witczaka, Olszewskiego, Neumanna, Grabca, Gawłowskiego i do tego jeszcze Leszczynę, Kinię, Kluzik? A przecież lista przyszłych działaczy „podziemia” może być po dniu 13 października znacznie dłuższa…
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(głosów:3)
Kategoria wpisu: 

Polityka zagraniczna II RP. Płk. J. Beck. Cz. 2.

$
0
0
Poniższy artykuł ma za zadanie omówić sytuację polskiej polityki zagranicznej kierowanej przez płk.dypl. Józefa Becka po zajęciu przez Hitlera Austrii (Anschluss) i następnie rozbiciu Czechosłowacji. W części poprzedniej omówiliśmy stosunki polsko-niemieckie w latach 1934-38, niemieckie zajęcie Sudetów przy zrozumieniu polskim oraz zajęcie Zaolzia w październiku 1938 r.NIEMIECKIE ŻĄDANIATymczasem 24 października 1938 r. min. spraw zagr. III Rzeszy Joachim von Ribbentrop przedstawił amb. Józefowi Lipskiemu nowe propozycje swojego rządu. Niemcy żądali Gdańska i eksterytorialnej autostrady przez Pomorze. Dla Becka był to szok i bankructwo jego polityki zagranicznej. Nie przewidział on nagłej wolty politycznej Hitlera i nie mógł zrozumieć motywów zmiany u partnera, którego wydawało mu się, że znał i rozumiał. Lipskiemu polecił odpowiedzieć zdecydowanie, że każda próba włączenia Gdańska do Rzeszy spowoduje wybuch konfliktu. Jednak nowa niemiecka zmora nie odchodziła: 15 grudnia Ribbentrop powtórzył wcześniejsze żądania wobec Lipskiego.         Dopiero w trzy miesiące po „październikowych” żądaniach, po osobistej rozmowie z Hitlerem, Beck zauważył, że się daremnie łudził. Prezydenta Mościckiego i marsz. Rydza-Śmigłego powiadomił o żądaniach niemieckich dopiero 4 stycznia 1939 r.(!) Dla przygotowań obronnych 3 miesiące to bardzo dużo. W styczniu 1939 r. Ribbentrop w Warszawie, przedstawiając ponownie niemieckie „propozycje” ułożenia stosunków z Polską ciągle wierzył, że Polska przyjmie warunki i energicznie przeciwdziałał wyjazdowi wysłannika Schnurre do Moskwy w celu negocjowania układu handlowego.Czując się w potrzasku Beck zaczął poprawiać stosunki z Moskwą, która zaniepokojona niemieckim poparciem dla nacjonalistów ukraińskich, podpisała z Polską w listopadzie 1938 r. polsko – rosyjski układ handlowy. Można zastanowić się czy oddanie WM Gdańska, które nie byłoby katastrofą, kupiłoby nam więcej czasu (w ultimatum była mowa o plebiscycie na Pomorzu w następnym roku). 1 września był ustalony, jako najpóźniejszy termin ataku ze względu na warunki terenowe jesienią w Polsce. Takie zagranie na zwłokę mogłoby przesunąć atak na 1940 r, ale Beck poszedł va bank.         Jak dziś oceniali byśmy Becka gdyby zgodził się na ustępstwa terytorialne wobec Hitlera za cenę ocalenia elity intelektualnej Narodu i kilku milionów rodaków? Musimy pamiętać, że w tym czasie Hitler nie przeprowadzał jeszcze ludobójstwa na późniejsza skalę, więc współcześni czegoś takiego nie mogli nawet sobie wyobrazić. Co innego Stalin, u niego morderstwa nawet całych grup były na porządku dziennym.Wydaje mi się, że odrzucając warunki Hitlera, Beck postąpił logicznie, widział przecież, jaki los spotkał negocjującą z Hitlerem Czechosłowację…KONTROFENSYWA BECKATrzeba przyznać, że Beck natychmiast też zintensyfikował zabiegi o sojusz z Anglią przekonując Lorda Halifaxa, że kwestia gdańska nie może być rozwiązana bez zgody Polski. Gdańsk, który był mandatem Ligii Narodów, tak naprawdę nie był polski, ale mieliśmy tam prawnie zagwarantowane interesy, na 400 tys. mieszkańców, tylko ok. 10 – 15% to Polacy. Problem był w tym, że gdyby Beck oddał Gdańsk i korytarz, byłyby następne żądania związane z ochroną niemieckiej mniejszości (plebiscyty) i przejmowanie zachodnich obszarów Polski.Przez swoje położenie geograficzne Polska była skazana na połknięcie przez Hitlera w oczach, którego 1/3 polskiego terytorium były to ziemie wydarte Niemcom postanowieniami niesprawiedliwego traktatu wersalskiego. Celem zaś naszych sojuszników było odwleczenie wojny, bez znaczenia czyim kosztem, dbali po prostu o swój interes. Ktoś powiedział, że porozumienie polsko-brytyjskie, to sojusz ułanów z buchalterami. Hitler wiedział, że Polskę militarnie złamie, tym bardziej do spółki ze Stalinem, który odstraszając aliantów zachodnich następnie zaopatrywał Rzeszę w surowce tak później potrzebne Hitlerowi w prowadzeniu wojny przeciwko Francji i Anglii.31 marca 1939 r. Neville Chamberlain, premier Wielkiej Brytanii udzielił słynnych gwarancji brytyjskich na rzecz niepodległości Polski. 6 kwietnia 1939 r. Beck osiągnął swoje życiowe apogeum. W krytycznych okolicznościach, będąc osaczony przez Hitlera, udało mu się dokonać tego, o czym próżno rozmyślał marsz. Piłsudski. Polska znalazła się w sojuszu z Anglią!Anglia – to magiczne słowo oznaczało mocarstwo światowe, które wygrało wielką wojnę. Anglia to ówczesne supermocarstwo, nad którego terytoriami nigdy nie zachodziło słońce. Piłsudski radził Beckowi balansować między Rosją a Niemcami, a kiedy to będzie już niemożliwe – podpalić świat (czytaj wywołać wojnę światową). W rzeczywistości gwarancje brytyjskie były jedynie wyrazem gry dyplomatycznej, której nie towarzyszyły wzmożone przygotowania wojenne. Po pierwsze, Anglia nie była przygotowana do wojny, nie było wyszkolonych rezerw, ponieważ nie obowiązywała jeszcze powszechna służba wojskowa. Poziom nasycenia bronią pancerną i jej jakość były podobne jak w Polsce. Jedynie jej flota wodna i powietrzna (szczególnie bombowce strategiczne dalekiego zasięgu) rzeczywiście nie miały sobie równych.Dla Becka ten związek był związkiem z Imperium. W Londynie nie zapytał nawet o formy pomocy takie jak kredyty, możliwości i kalendarz dostaw broni i sprzętu (o tym rozmawiano później). Wydaje się, że obydwie strony zawarły to porozumienie w pośpiechu traktując je, jako skuteczny układ propagandowy, mający odstraszyć Hitlera.28 kwietnia Hitler ogłosił po raz pierwszy światu swoje żądania wysunięte (w październiku 1938 r.) wobec Polski. Jednocześnie wypowiedział deklarację o nieagresji między Polską a Niemcami ze stycznia 1934 r. oraz niemiecko-brytyjski układ morski z 1935 r. Głównym powodem, dla którego to zrobił, był nowy układ polsko-brytyjski, który rzekomo naruszał wymienione wyżej pakty.HONOR I SOJUSZNICYW odpowiedzi Beck w słynnym przemówieniu sejmowym z 5 maja odrzucił żądania niemieckie. Podobnie jak w październiku 1938 r. zdobył nawet poparcie opozycji. Z chwilą, kiedy przekreślił ostatecznie i wobec całego świata główną linię dotychczasowej polityki zagranicznej „z nagrobka swojej polityki uczynił sobie piedestał” jak pisał Cat-Mackiewicz. Zapomniano mu wiele, stał się nagle wyrazicielem postawy i honoru Polaków.Podczas tajnej konferencji z dowódcami wojskowymi 23 maja Hitler wyjaśnił, że nagłaśnia sprawę Gdańska tylko po to, aby rozbić koalicję i poróżnić Francję, Anglię i Polskę, a najłatwiej może to zrobić żądając Gdańska.Wypada się zastanowić, jakie były rzeczywiste motory brytyjskiej gwarancji, zobowiązania się do przystąpienia do ewentualnej wojny po stronie Polski. Przyznać na wstępie należy, że decyzja z 24 marca 1939 r. podjęta przez najwyższe czynniki II RP o zbrojnym oporze została podjęta samodzielnie. Beck i współdecydujący wiedzieli, że jeśli przyjmą oni warunki niemieckie to nie powstrzyma to dalszych żądań (przykład Czechosłowacji).Polska decyzja „o wojnie” zapadła, zatem na 6 dni przed udzieleniem brytyjskich gwarancji. Dla Becka nie bez znaczenia było stanowisko przyjaciela, amb. USA, Drexel Biddle, odradzające przyjęcia niemieckich żądań. Brytyjskie gwarancje zabraniały zmian, rewizji granic przy użyciu siły, ale nie w drodze rokowań. Dotyczyły niepodległości Polski, nie dotyczyły zaś Gdańska, ani też nienaruszalności terytorialnej PolskiGwarancje miały miejsce dlatego, że Chamberlain uważał Polskę za klucz do sytuacji. Po pierwsze Polska uważana była za najsilniejsze wojskowo państwo, nie licząc Rosji, w tej części Europy. Jednocześnie Polska miała długą granicę (ponad 1,500 kilometrów) z Niemcami. Gwarancje miały też dodać odwagi państwom bałkańskim, oczekiwano nawet, aby Polska przekształciła swój sojusz z Rumunią w antyniemiecki. Anglicy byli przekonani, że Polska była im potrzebna do powstrzymania Hitlera.Przypuszczali też, że Hitlerowi, któremu dotąd wszystko przychodziło zbyt łatwo, wystarczy tylko „zęby pokazać” i to go powstrzyma. Historyk T. Jurga pisze („U kresu Rzeczypospolitej”, Warszawa, 1979), że Beck ukrył przed Anglią i Francją treść niemieckich żądań, co nie było zgodne z prawdą, gdyż sojusznicy znali ich treść już od 29 marca poprzez swoich ambasadorów. Mimo tego Brytyjczycy wiedzieli, że bez Polski nie może istnieć żaden front wschodni.Według Cata-Mackiewicza przyjęcie gwarancji od Anglii, państwa, które musiało walczyć z Niemcami (patrz cz.I. konferencja Hossbach), kierowało agresję Hitlera i Stalina na Polskę. Stalin uczestniczył w podsycaniu polskiego oporu wysyłając do Warszawy, 10 maja Władimira Potemkina, v-ce komisarza Spr. Zagr., który zapewniał Becka o pełnym zrozumieniu rosyjskim dla naszej ciężkiej sytuacji zapewniając, że poprawne pol.-ros. stosunki trzeba kontynuować, a w razie napaści Hitlera, Rosja zaoferuje Polsce swoją przychylną neutralność.Zwolennicy jednej ze szkół historycznych interpretujących gwarancje angielskie twierdzą (w/g prof. Uniwersytetu w Milwaukee w stanie Wisconsin M.K. Dziewanowskiego), że Anglicy chcieli powstrzymać Hitlera przed atakiem na Polskę, która bez gwarancji sojuszniczych mogłaby ulec jego naciskom podobnie jak to się stało z Węgrami czy Słowacją. Grożąc mu wojną na dwa fronty, w sumie proponowali Hitlerowi drugie Monachium.Druga szkoła głosi, że Anglia chciała gwarancjami przypomnieć Hitlerowi o polityce „okrążenia” Niemiec z I. W. Ś. (rozumiejąc naturalną potrzebę zdobycia większej przestrzeni dla narodu niemieckiego) jednocześnie wyprowadzając go z równowagi, skierować jego furię definitywnie na wschód. Generalnie biorąc politycy brytyjscy udzielając Polsce gwarancji prowadzili tę samą politykę ustępliwości wobec Hitlera, jak w okresie Monachium w 1938 r. Celem jej było wynegocjowanie ugody polsko-niemieckiej, tj. oddanie Gdańska Niemcom (przy zagwarantowaniu tam praw Polski) oraz ustanowienie niemieckiej komunikacji eksterytorialnej przez Pomorze (nieszczęsny polski pomysł z lat 30-tych).Innymi słowy grożono Hitlerowi wojną na dwa fronty z jednoczesną sugestią, że może osiągnąć, co chce drogą negocjacji. Sytuacja Polski z punktu widzenia Anglii była podobna do sytuacji Czechosłowacji i ją też miały objąć międzynarodowe gwarancje.Appeasement dziś kojarzy się jednoznacznie źle, ale wówczas wyrósł w kołach polityków W. B. ze zrozumienia sytuacji w Niemczech po Traktacie Wersalskim. Jego rzecznicy uważali, że nadmierne obciążenia (odszkodowania) Niemiec doprowadziły  w konsekwencji do dojścia Hitlera do władzy. Dlatego chcieli zastosować “zdrowy rozsądek” i racjonalność, która w przypadku Konferencji Monachijskiej była zgodna z etniczną zasadą samostanowienia prezydenta Wilsona. Stąd dołączenie wschodnich Niemiec (Austrii), czy nawet Sudetenland do III Rzeszy nie było czymś nadzwyczajnym.WOLNE MIASTO GDAŃSKPoważne nieporozumienie towarzyszyło sprawie Gdańska. Fryderyk II powiedział: „Ten, kto kontroluje Gdańsk, rządzi Polską”. Otóż Gdańsk nie był wymieniony w układzie z 6 kwietnia 1939 r., jedynie Beck wywalczył Gdańsk do akapitu „2b” porozumienia. Same podpisanie układu opóźniono do 25 sierpnia – gdyż żywiono nadzieję na pokojowe uregulowanie sporu z Niemcami oraz liczono na dobre wyniki rozmów Anglii i Francji z Rosją Sowiecką.Co do polityków francuskich sprawa była prostsza. Zakładali oni od dawna, że Gdańsk wróci kiedyś do Niemiec. Dr. J.Goebbels zdołał rozpowszechnić we Francji; „Dlaczego mamy umierać za Gdańsk”. Francuzi zgodzili się na wniosek Polski, o aktualizację sojuszu z 1921 r. i dostosowanie go do układu londyńskiego z 6 kwietnia. Z powodu „Gdańska” Francuzi nie podpisali układu politycznego i powiedzieli, że wojskowy nie jest ważny bez politycznego, (który podpisali dopiero 4 września 1939 r!).W sytuacji wielu niedomówień 23 kwietnia Beck ostrzegł brytyjskiego amb. Kennarda, że Polska nie będzie prowadziła rokowań w oparciu o żądania niemieckie, już odrzucone przez Polskę, bez względu na to, co zechce zrobić Wielka Brytania.ROZGRYWKI3 sierpnia doradca premiera Anglii, Wilson w rozmowie z amb. III Rzeszy H. von Dirksen zaproponował, aby Niemcy wyraziły zgodę na podpisanie deklaracji o nieagresji z Wielką Brytanią. Dodał następnie, że wówczas rząd brytyjski cofnie gwarancje udzielone Polsce, Grecji i Rumunii.W ten sposób Hitler dowiedział się, że Anglia nie ma zamiaru wywiązywać się ze swoich zobowiązań wobec Polski. Wilson otrzymał odpowiedź 20 sierpnia, było nią potwierdzenie poprzednich żądań oraz propozycja przygotowania wizyty H. Goeringa w Anglii na 23 sierpnia.Ta gra przestała jednak bawić Hitlera w sytuacji wyjazdu min. Ribbentropa do Moskwy, gdzie Niemcy znalazły podatniejszy grunt do rozgrabienia Europy.Z drugiej strony premier i min. obrony naszego drugiego sojusznika, Francji, Daladier wysłał 26 sierpnia list do Hitlera, w którym ofiarował pomoc w wynegocjowaniu układu z Polską.     19 sierpień 1939 r -Stalin do towarzyszy na posiedzeniu BP KC KPZR:„Jeżeli wyrazimy zgodę na propozycje Anglii i Francji, których misje przebywają właśnie w Moskwie, i z nimi, a nie z Niemcami podpiszemy układ sojuszniczy, Hitler może zrezygnować z napaści na Polskę. Wówczas wojna nie wybuchnie, bowiem Niemcy zaczną szukać jakiejś ugody z Zachodem. Tymczasem dla Związku Sowieckiego wojna jest konieczna i niezbędna, ponieważ w warunkach pokojowych bolszewizm nie jest w stanie opanować krajów Zachodu” (opublikowano po raz pierwszy w “Die Welt”, 23/07/96).Jednocześnie Stalin dogadywał się z Hitlerem; 19 sierpnia W. Mołotow podczas spotkania z niemieckim amb. Schulenburgiem przekazał mu sowiecki projekt paktu o nieagresji. Następnego dnia telegram Hitlera do Stalina: „Niemcy powracają do linii politycznej, która była korzystna dla obu państw w minionych stuleciach, zgadzam się na wasz tekst paktu o nieagresji”.22 sierpnia przerwano rozmowy angielsko-rosyjskie, Hitler dał lepszą ofertę Stalinowi i wygrał. Celem Anglii i Francji było rozbudowanie, wzmocnienie frontu wschodniego przeciwko Hitlerowi, zaś Stalin chciał aby zachodnie mocarstwa uznały hegemonię Rosji we wschodniej Europie.Mało znany jest fakt, że już 25 sierpnia sekretarz ambasady niemieckiej w Moskwie Hans-Heinrich Herwartha von Bittenfeld przekazał treść tajnego protokołu przedstawicielowi ambasady USA (amb. Charles E. Bohlen), wkrótce poznali jego treść Anglicy (Lord Halifax- 27 VII) i Francuzi, tu należy szukać klucza do ich bierności na początku wojny i oczekiwania na wkroczenie do Polski Armii Czerwonej.Wydaje się, że podpisując układ ze Stalinem, Hitler przekreślił swoją szansę zawarcia (w terminie późniejszym) separatystycznego pokoju, do tego czasu Anglia miała jeszcze nadzieję na skierowanie Hitlera przeciwko Rosji. Tu strategicznym zwycięzcą okazał się Stalin, który wciągając Hitlera do wojny w Polsce, otworzył mu drugi zachodni front, sam zyskując czas na uspokojenie Japończyków na Dalekim Wschodzie.25 sierpnia został wreszcie podpisany układ o wzajemnej pomocy między Wielką Brytanią a Polską (Halifax kładł nacisk wobec amb. E. Raczyńskiego o rozróżnienie między Gdańskiem a terytorium Polski). Jednocześnie Hitler otrzymał słynny „Raport o Niemocy” od Mussoliniego, w którym ten ostatni wyznawał, że wcale nie jest do ewentualnej wojny przygotowany, wskazując stan gotowości na 1943 r.  Brytyjczycy wiedząc o powyższym spodziewali się, że Hitler musi ustąpić.Rzeczywiście, Hitler odwołał atak na Polskę, który miał nastąpić nazajutrz. Oświadczył też, że zgadza się na rokowania i gwarancje międzynarodowe pod warunkiem, że jednym z ich sygnatariuszy będzie Rosja Sowiecka(!). Zażądał, aby polski pełnomocnik przybył nie później niż 30 sierpnia w południe (Beck przewidywał min. A. Romana na tę funkcję). 30 sierpnia o północy Ribbentrop odczytał brytyjskiemu amb. Hendersonowi 16 punktów (Henderson nalegał na Becka, aby Polacy przystąpili do rokowań podkreślając, że opinia publiczna świata oczekuje tego).W odpowiedzi Beck poinformował Ribbentropa, że Polska „rozważa” 16 punktów niemieckich. 31 sierpnia Mussolini wystąpił z projektem konferencji na temat sporu polsko-niemieckiego w sprawie korytarza i sporów terytorialnych. Brytyjczycy zacierali ręce zastrzegając jedynie, że Gdańsk nie może wrócić do Rzeszy przed rokowaniami.W niewdzięcznej sytuacji był (z perspektywy czasu powszechnie krytykowany) Wódz Naczelny marsz. E. Rydz-Śmigły, któremu dyplomacja polska zamiast pomóc, coraz bardziej komplikowała zadania obronności kraju. Wobec „monachijskiej atmosfery” obawiając się, żeby Francuzi nie przyjęli oferty pokojowej Hitlera po ewentualnym zajęciu przez niego Gdańska, Pomorza i Górnego Śląska, zamiast wycofać się za linie Wisły (na korzystne pozycje obronne), postanowił podjąć walkę o ziemie zachodnie. Jak widać polski plan obronny był całkowicie zdeterminowany zmieniającymi się realiami (nowe granice) i efektami polityki zagranicznej.Nieuchronnie nadciągała najstraszliwsza wojna i katastrofa w dziejach świata, której ofiarami miało paść ok. 60 milionów ludzi. Niestety geopolityczne położenie Polski spowodowało, że II RP nieświadomie kroczyła  na czele ofiar w otchłań wojny w wyniku której straciła ⅕ swoich obywateli i zdruzgotana na wiele dziesięcioleci stała się sowiecką kolonią ...Ale o tym w następnej częściJacek K. MatysiakKalifornia, 2019 
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

Tańczący z diabłem

$
0
0
Ilustracja: 
„Dlaczego nie wszyscy biskupi wsparli abpa Jędraszewskiego?” – pyta Jacek Karnowski na portalu wPolityce.pl. Tak postawione pytanie sugeruje, że jakaś garstka hierarchów wyłamała się i nie wsparła bezpardonowo zaatakowanego metropolity krakowskiego. Dlatego ja zadam to pytanie inaczej. Dlaczego tylko nieliczni biskupi udzielili wsparcia abp Markowi Jędraszewskiemu? Przecież jest ich w Polsce grubo ponad setka. Coraz bardziej martwi mnie, a momentami nawet przeraża postawa sporej części naszych najwyższych kościelnych hierarchów. Oto na naszych oczach dochodzi do zmasowanych ataków na katolicką wiarę, Kościół, Polskę i tradycyjną rodzinę, a oni tchórzliwie milczą. Niektóre tak zwane katolickie organizacje i media wspólnie ze środowiskami LGBT i za pieniądze wroga chrześcijańskiej cywilizacji, Georga Sorosa trzy lata temu zorganizowały akcję „Przekażmy sobie znak pokoju”, na której to akcji na łamach „Warszawskiej Gazety” nie pozostawiłem suchej nitki. Przecież już wtedy nawet dla średnio rozgarniętej osoby było jasne, że te wszystkie tęczowe marsze organizowane są nie po to, aby o cokolwiek walczyć, ale żeby prowokować. Dzisiaj zbieramy wielkie żniwo naiwności, głupoty i zdrady, bo jak mówi mądre powiedzenie, „Jeśli tańczysz z diabłem, diabeł się nie zmienia. Diabeł zmienia ciebie”.Bogu dzięki wielkiego wsparcia abp Markowi Jędraszewskiemu udzielił polski naród, a to wsparcie, oczywiście po tym Boskim, jest najcenniejsze. Historia lubi się powtarzać, choć nigdy nie czyni tego w ten sam sposób. 26 sierpnia 1956 roku jasnogórskie błonia wypełniło milion wiernych składając Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, których treść napisał nieobecny na uroczystości, internowany przez komunistów Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński. Jego postać symbolizował pusty fotel, na którym leżały biało-czerwone kwiaty. Warto pamiętać, że wtedy również najwyższa polska hierarchia kościelna nie zdała egzaminu. „Bronił mnie tylko Niemiec i pies” – mówił z rozgoryczeniem o swoim aresztowaniu w 1953 roku prymas Wyszyński. To prawda. Zdradził go wtedy cały episkopat, a odważnie wstawił się za nim tylko jeden mający niemieckie korzenie, ks. Wojciech Zink z diecezji warmińsko-olsztyńskiej oraz pies księdza prymasa o imieniu Baca, który dotkliwie pogryzł jednego z ubeków, którzy przyjechali go aresztować. Nie wiem czy abp Jędraszewski posiada wiernego psa, ale dopiero po tygodniu od jego historycznej homilii raczył obudzić się Przewodniczący Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki udzielając mu wsparcia. Co robił przez te siedem dni bezpardonowych ataków na metropolitę krakowskiego? Czyżby miotał się nocami w mokrej pościeli i bił się z myślami, po której stronie stanąć? Przecież od czasów stalinowskich odwaga bardzo staniała więc i ryzyko opowiedzenia się po stronie prawdy jest dzisiaj nieporównanie mniejsze. Czyżby część biskupów obawiała się tego, że szczerzy miłośnicy pokoju i tolerancji z LGBT także ich wizerunki umieszczą na dmuchanych lalach i będą podrzynać im gardła? Odwagi, rycerze Chrystusa i więcej samokontroli, bo już z daleka widać, że ze strachu przed określeniem „tęczowa zaraza”, jak mówią młodzi, noga wam lata. Aby wzmocnić waszego ducha polecam przyswoić sobie te słowa Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Już takim jesteśmy narodem, że nikomu się nie kłaniamy, choć tak chętnie gniemy kolano przed Bogiem. Wielkość kultury narodowej polskiej polega na tym, że dumni w obronie swych wartości kulturalnych, szanujemy obce kultury, co dobrego z nich czerpiemy. Nikogo nie poniewieramy, z każdym narodem umiemy i chcemy żyć w przyjaźni. Ale przyjaźń w naszym pojęciu nie jest zdradą wobec rodzimych dóbr duchowych, nie jest czapkowaniem nikomu. Nie tylko od czasów soboru Konstancjeńskiego, ale od czasów Mieszka i Chrobrego, uczymy się tej dumy i godności, która nikogo nie poniewiera, staje w obronie uciśnionych, ale i siebie poniewierać i uciskać nie pozwoli”.Na koniec proszę wszystkich faryzeuszy broniących abpa Jędraszewskiego twierdzeniem, że został źle zrozumiany, aby tego nie czynili. Metropolita krakowski został doskonale zrozumiany i właśnie stąd te ataki. Felieton ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”             
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 

Mafia z PO i MPWiK w ratuszu organizowała przetarg na modernizację

$
0
0
Niejasne kulisy przetargu z 2007 roku. Modernizacja "Czajki" warta ponad pół miliarda euro...(...) Zwycięska oferta przekraczała o 244 mln euro szacunkowy koszt budowy, który wynikał z analiz przeprowadzonych przez niezależnych ekspertów na zlecenie MPWiK. Jest to także projekt najdroższej oczyszczalni ścieków na świecie”.– Wybraliśmy najlepszego, a nie najtańszego oferenta – mówiła wtedy pewna siebie Gronkiewicz-Waltz. Jak prognozowali dziennikarze, inwestycja ta groziła nawet sześciokrotnym wzrostem ceny za wodę dla warszawiaków.(...)„Pierwszy przetarg na budowę ogłoszono we wrześniu 2006 r. Rzecznik MPWiK stwierdził wówczas, że nie ma pojęcia, dlaczego nikt się nie zgłosił. Tymczasem firmy zainteresowane przetargiem wysyłały do MPWiK listy, w których zwracały uwagę, że termin na składanie ofert jest zbyt krótki. Na przykład niemiecki Hochtief szacował, że przygotowanie takiej oferty musi zająć sześć miesięcy, i właśnie z tego powodu nie wziął udziału w przetargu” – wskazywano w publikacji.„W trzecim przetargu na budowę Czajki (termin składania ofert wynosił prawie 13 tygodni) Budimex złożył ofertę niespełniającą głównego warunku przetargu, którym było zbudowanie oczyszczalni do 2010 r. Firma stwierdziła, że może zbudować ją do 2013 r.       Dlaczego Budimex wydał kilkaset tysięcy złotych (tyle szacunkowo kosztuje przygotowanie oferty w takim przetargu) na złożenie oferty, która nie miała nawet szans na to, żeby zostać rozpatrzona?Na złożeniu nieważnej oferty przez Budimex skorzystał na pewno Warbud. Jego oferta, która dotychczas uchodziła za absurdalnie drogą, o 80 proc. droższą od wyceny dokonanej na zlecenie MPWiK, nagle stała się tą tańszą z dwóch propozycji złożonych przez dwie największe firmy stające do przetargu.(...)* * * * * * * * * * * * *Nadtytuł mój - Andy[Mafiozi organizujący lipny przetarg wzięli olbrzymią kasę - a teraz od tygodnia do rzeki trafia 3 tys. litrów nieczystości i gówien na sekundę. - przyp.. Andy]
Ocena wpisu: 
Brak głosów
Kategoria wpisu: 
Viewing all 33237 articles
Browse latest View live