Trzej posłowie Izby Reprezentantów USA, Steny Hoyer, David Price i Brad Schneider opublikowali oświadczenie pod tytułem: Poland’s Censorship Law Ignores Its History and Undermines Its Future. Po polsku brzmi to tak: Polska ustawa o cenzurze ignoruje jej historię i zagraża jej przyszłości.Muszę przyznać, że choć od pewnego czasu rezygnuję z czytania wypowiedzi na temat tematy żydowskie, bo jest to po prostu strata czasu, to jednak ten tytuł skusił mnie do przeczytania tekstu tych panów.Stwierdzenia ich są pod każdym względem zastanawiające. Najpierw zauważają oni dramatyczny i zatrważający wzrost antysemityzmu w całym świecie. Ma to potwierdzić wypowiedź Putina, że Żydzi majstrowali coś przy jego wyborach 2016 roku. Dalej, że wypowiedź ta winna pobudzić instytucje światowe do wzmocnienia demokracji. Co z kolei także uwrażliwia na nowe „Holocaust censorship law” czyli prawo cenzurujące holocaust.To, co dalej piszą ci panowie o współpracy Kongresu Stanów Zjednoczonych z polskim sejmem i senatem można sobie darować, gdyż jest to coś w rodzaju chwytania oddechu przed kolejnym skokiem na Polskę. Otóż według nich Polska dryfuje, oddalając się od demokracji, a dowodem jest nie tylko ocenzurowanie holocaustu, ale wysiłki w kierunku upolitycznienia sądownictwa. To może być dobre dla czytelnika amerykańskiego, oczywiście mniej rozgarniętego, gdyż nie odważyłbym się tą miarą oceniać wszystkich Amerykanów. Ale Polak, nie zaczadzony „totalną opozycją”, zapewne według owych parlamentarzystów będącą kwintesencją demokracji, takich bzdur nie da sobie wmówić, obserwując na co dzień skutki degradacji zawodowej i moralnej środowiska dotkniętego reformą wymiaru sprawiedliwości. Cóż jednak? Panowie ci nie myśleli o Polakach, ale o podobnie jak oni sami zorientowanych w sprawach polskich, których można na Polskę poszczuć.Niemcy mają powiedzonko: das dicke kommt erst, czyli to najciekawsze dopiero przed nami. Zdania, które przytoczę nie można po prostu przetłumaczyć. Jego smaczek wyczuwalny jest tylko w formie oryginalnej. A więc: But no longer can Polish schools and universities teach without fear of prosecution what happened in, for example, Jedwabne in 1941, when during the German occupation local Polish authorities (wytłuszczenie – ZZ) led a mob in massacring that town’s Jewish population. (Nie można dłużej w polskich szkołach i uniwersytetach nauczać, nie obawiając się dochodzenia w sprawie wydarzeń, n. p. w Jedwabnem w 1941 r., kiedy w czasie niemieckiej okupacji lokalne władze polskie wiodły tłum do masakry żydowskiej ludności miasta). Nie jest tu moim zadaniem prostowanie kilku ewidentnych bzdur zawartych w tym jednym zdaniu. Rozpozna je bez trudu każdy, kto wie czym była okupacja w Polsce z bardziej miarodajnego źródła niż „dzieła” Grossa. Treść tej wypowiedzi usprawiedliwiałaby cenzurę, o której autorzy piszą. Rzecz jednak w tym, że nawet na taką „historię” nie ma u nas embarga. Podobnie w sposób iście amerykański załatwili się autorzy z ugniecionymi w jednym worku wydarzeniami kieleckimi z 1946 r. i Marcem 1968 roku.polskie prawo do samoobrony przed dyfamacją określają autorzy jako: “codifying a national myth of innocence, leaders are free to indulge in excesses against those painted as oppressors and to ignore their own sins” (kodyfikowanie narodowego mitu o niewinności, a przywódcy mają wolną rękę do przesadnego uniewinniania tych, których maluje się jako oprawców i do nie uznawania ich własnych win). Oczywiście adresowane jest to do całego narodu polskiego, który wojna i okupacja w 30 % wytępiła.Dostało się też prezydentowi, Andrzejowi Dudzie, który ponoć, jak chcą wymienieni kongresmani, insynuuje monopolizację przez Żydów pamięci o holocauście, bo ci rzecz jasna, dalecy są od tego. Ale przypięcie łatki Andrzejowi Dudzie ma swój cel. Następne zdanie mówi już, że “a recent resurgence of anti-Semitism in Poland is not surprising” (obecne odżycie antysemityzmu nie zaskakuje). Zależy kogo? Polaków, którzy jakoś dostrzec go nie mogą, zapewne tak. Nota bene, wielu Żydów mieszkających w Polsce, wyjąwszy tych identyfikujących się z „totalersami”, tego antysemityzmu polskiego także nie dostrzegają.Każdy ma prawo do obrony, nie wyjmując Polaków, będących obecnie celem ataków pewnych kół żydowskich. Ale czy obrona przed zniesławianiem może być nazwana antysemityzmem? Czy jest możliwe, żeby starania o polskie paszporty, co, mówiąc nawiasem, ma sporo rożnych przyczyn, dowodziły istnienia nastrojów antysemickich w Polsce? Stara się o nie wielu Izraelczyków, (w ubiegłym roku wystawiono 3500 takich paszportów). Czy zatem ich posiadacze to masochiści, idący lwu w paszczę? A może ta antysemicka Polska ich wabi, żeby następnie… właśnie, co z nimi zrobić? Akuszerzy antysemityzmu mogą puścić wodze fantazji.Po prostu kiedy sięga się po kartę antysemityzmu, trzeba jednak stanąć ma gruncie realiów, a nie odgrzewać mity, które w końcu szkodą bardziej Żydom – i to wszystkim także tym trzeźwo myślącym – a nie tylko owym producentom antysemityzmu na zawołanie. Jeśli więc kongresmanów, obojętnie jakiej partii w USA, nie stać na nic innego, jak tylko na wypowiedź w rodzaju tutaj zauważonej, to wszelki sensowny dialog trzeba odłożyć na półkę lub wręcz posłać do kosza.
Ocena wpisu:
Kategoria wpisu: