Quantcast
Channel: Niepoprawni.pl
Viewing all articles
Browse latest Browse all 33115

Nauka prawa, nauka lewa

$
0
0
Ostatnio dużo się dzieje w temacie prawa. Zamieszanie w sprawie trybunału konstytucyjnego, jego orzeczeń, jego niezależności, jego wszechmocy pobudziło do działania polityków, dziennikarzy, prawników i rozmaitych maniaków, którzy jak zawsze ciągną tam, gdzie dym, wrzawa i zamieszenie, by wrzaski i zadyma były jeszcze większe. Zazwyczaj pisze się Trybunał Konstytucyjny, ja jednak będę pisał tę nazwę mała literą. Wydaje się, ze taka pisownia z małej litery bardziej oddaje ducha i zasługi naszego trybunału konstytucyjnego. Mamy taki trybunał, jak całe sądownictwo. A nasze sądy pracują tak, że trybunał konstytucyjny, ten sąd ustaw, sąd parlamentu, stanowczo nie zasługuje na dużą literę. Wracając do tematu: mniejsza o maniaków, bo tych nic nie uleczy; polityków też zostawiam na boku – mam już dosyć tego tematu; głuptaków dziennikarskich również pomijam. Dziś będzie o specjalistach od prawa, o prawnikach, czyli papugach. Wdzięczne miano: papugi.. Papugi to sprytne ptaki, a jakie wygadane! Sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, radcy prawni, i mnóstwo nienominowanych, skromnych, cywilnych wyznawców i apostołów, a przynajmniej apologetów prawa. W naszym kraju chyba ze dwa miliony ludzi ma w szufladzie dyplom magistra prawa. Obojga płci, z przewagą płci pięknej. Zatem piękna prawniczka z pięknym prawniczkiem… sami wiecie…, no i rodzą się mali prawniczkowie. Jeśli mamusia jest sędzią, albo tatuś sędzią lubo prokuratorem, to i dziecina już w świcie pieluch ma zagwarantowaną karierę prawniczą. Nie trzeba być Nostradamusem, czy inną Kasandrą, by wiedzieć, że ten różowy bobasek zostanie sędzią, lub prokuratorem, albo adwokatem. Na studia prawnicze może dostać się każdy, byle kto, byle prostak, ale na aplikację sędziowską, prokuratorską, czy adwokacką trafią już tylko wybrani. Z rodziny, klanu, wybrani z urodzenia. Taki los prawniczych osesków. Praca na niwie prawa to u nas dziedziczne zajęcie. Sędzia płodzi sędziego, adwokat daje życie adwokatowi, prokurator sieje prokuratorskie nasienie. Choć bywa wymiana w ramach gmachu sądów, ale zawsze w trójkącie: sędzia – adwokat – prokurator. Mój ulubiony prawnik, profesor Zoll, ach, jako on mondry! Jaki pryncypialny! Jaki nieugięty w obronie wolności i praw! Nie schodzi z ekranu telewizora, zmienia tylko programy, a w każdym sieje złote ziarna swoich myśli i głębokich prawniczych opinii. Prawnik i profesor, profesor prawa! Były członek, oh, członek i prezes trybunału konstytucyjnego. Ten matuzalem prawa, ta prawnicza wyrocznia, ten pożeracz kodeksów, co konstytucję ma w małym palcu, zapytany, dlaczego prawnicze zawody są u nas dziedziczne, tenże profesor Zoll odparł kiedyś wdzięcznie i jakże prawdzie: oni mają to o w genach.       Jaka to pienkna i mondra myśl tuza naszego prawa, profesora Zolla! Dzieci, wnuki, potomkowie procesora prawa są także prawnikami, bo dostają w genach dar prawniczego dziedzictwa. I wara prymitywom od prawniczej spuścizny profesora Zolla, innych profesorów, docentów, doktorów prawniczej wiedzy, sędziów, prokuratorów i adwokatów. To ich prawo, i ich dziatki. Taki hydraulik przekazuje dzieciom geny hydraulictwa, sprzątaczka geny sprzątania, a genetyk geny genetyctwa. Słowem: syn zduna będzie zdunem, córka ekspedientki może zostać najwyżej starszą ekspedientką tudzież sprzątaczką, kierowca płodzi kierowcę, chłop chłopa lub chłopkę, a weterynarz weterynarię. Na tej samej zasadzie kiedyś przywiązano chłopa do ziemi. Po co ma się taki włóczyć, gdzie go nie trzeba, skoro i tak jest i pozostanie po wiek wieków tylko chłopem. Co innego taki profesor prawa – radość i duma ludzkości. Prawnicy mają to do siebie. Zawsze im dobrze, w każdym ustroju, w każdej epoce, prawnicy czują się, jak ryba w wodzie. Jeśli narzekają, to jedynie na innych prawników, że psują rynek, że obniżają ceny, że przez tych łobuzów – kolegów po fachu – uczciwy prawnik nie zarabia tyle, ile mógłby zarabiać, ile winien zarabiać. Zresztą słowo uczciwy w języku prawniczym ma specyficzne znacznie. W cesarskim Rzymie wymowni profesorowie prawa dowodzili uczenie, że niewolnicy to mówiące rzeczy, i że właściciel może z niewolnikiem uczynić, co mu się żywnie podoba, podobnie jak ze swoim stołem czy mułem. W plemionach łowców głów tamtejsi prawnicy – szamani przekonują, że wojownicy ich plemienia zgodne z prawem łowią i suszą głowy upolowanych sąsiadów, a wojownicy plemion ościennych, trudniący się tym samym procederem, to zło wcielone. W plemionach ludożerców prawnicy – szamani zgadzają się, że zjadanie wrogów słuszne jest i sprawiedliwe. Jeśli się różnią, to w tym, co lepsze: rączka czy nóżka? W tych prymitywnych plemionach jedna i ta sama osoba, czyli szaman plemienia, trudni się leczeniem chorób, kontaktami ze światem duchów i bogów, oraz wykłada prawa. Lekarz, kapłan i prawnik w jednym. W średniowiecznej Europie prawnicy i teologowie w jednym z poświęceniem i oddaniem wysyłali na stos bluźnierców, heretyków tudzież obmierzłe czarownice. Pisali rozległe traktaty o dobroczynnym wpływie tortur na szybkość i jakość procesu sądowego, wynosząc przyznanie się oskarżonego – wymuszone choćby i na torturach – jako koronny dowód winy. W XIX wieku prawnicy uzasadniali, że słuszne jest i sprawiedliwe, iż Anglicy, Francuzi, czy Holendrzy maja rozległe kolonie w Azji, Afryce czy Ameryce, albowiem ludy innego kolory skóry powinny służyć białym ludziom, a biali mają obowiązek – swoiste brzemię białego człowieka – podbijać kolorowych, gdyż w ten sposób szerzą postęp i prawo, i szczęście, i lepszą kulturę na świecie. A poza tym mają lepsze armaty. W hitlerowskich Niemczech prawicy napisali ustawy norymberskie, zaś osobisty prawnik Hitlera Hans Frank jest autorem kodeksu Generalnej Guberni, swoistego prawniczego ewenementu, gdzie na jednej stronie, w 13 paragrafach, prostym językiem, zrozumiałym dla niemieckich chłopów i robotników w mundurach feldgrau spisano kodeks karny i kodeks karny wykonawczy na podbitych polskich trenach. Od opowiadania dowcipów po podkładanie bomb, od kupna białego chleba po strzelanie do okupanta wszystko karane śmiercią, lub zsyłką do obozu zależnie do woli/humoru niemieckiego oficera, podoficera lub żołnierza. Wszechzwiązkowa partia bolszewików w Związku Sowieckim także była wspierana przez rzesze prawników. To profesorowie prawa sowieckiego przekuwali w paragrafy myśli Stalina i tak za kradzież garści zboża dostawało się dziesięć lat lagru, za dowcipy, czyli szeptaną propagandę, od pięciu lat łagru w górę, za działalność antypaństwową, czyli za wszystko, co władze uznały za takie działanie, karę śmierci – kulę w łeb. Prawnicy, profesowi prawa zawsze stoją za rządem. Za każdym rządem.        Jeśli spojrzeć historycznie. Maksymilian Robespierre był z zawodu dziennikarzem, Włodzimierz Ilicz Lenin był także dziennikarzem, Karol Marks domorosłym filozofem, Józef Stalin z zawodu był bandytą, zaś Adolf Hitler nieudanym malarzem. Prawnicy kręcili się przy przywódcach, byli potrzebni, nawet niezbędni, bowiem umieli przekuć myśl wodza na paragrafy, lecz raczej na pośledniejszych miejscach. Pośród rewolucjonistów nie ma wielu prawników, nie bez powodu. Nie da się uprawiać zawodu prawniczego w podziemiu. Ci, co walczą z rządzącym reżimem, nie znajdą poklasku pośród prawniczej rzeszy. Można być podziemnym dziennikarzem, historykiem, publicysta, pisarzem… ale nie prawnikiem. Prawo można uprawiać, i zarabiać rzecz jasna na tym, tylko przed sądami, trybunałami, etc. zgodne z prawniczymi kodeksami. Każdy, kto wybiera prawo, jak swoją profesję, afirmuje tym samym rządzący system. Prawnicy to oportuniści z urodzenia.         Trazymach, sofista, myśliciel, tak powiada na kartach Państwa Platona: „No więc każdy rząd ustanawia prawa dla swego interesu. Demokracja ustanawia prawa demokratyczne, dyktatura – dyktatorskie. A jak je ustanowią, wtedy ogłaszają rządzonym, że to jest sprawiedliwe dla rządzonych, co jest w interesie rządzących, a kto się z tych przepisów wyłamuje, tego karzą za to, że niby prawo łamie i jest niesprawiedliwy. … W każdym państwie sprawiedliwość polega na jednym i tym samym: na interesie ustalonego rządu. Rząd przecież ma siłę. Więc kto dobrze rachuje, temu wychodzi, że sprawiedliwość wszędzie polega na jednym i tym samym: na interesie mocniejszego” [Platon, Państwo, ks. I, XII]. Trazymach to tęgi sofista i świetny prawnik. Przeniknął idee prawa lepiej nawet niźli nasz profesor Zoll. Czy jest możliwe, by istniał lepszy odeń prawnik? Trazymach jest szczery, mówi to, co myśli, bez owijania w bawełnę. Nasi, współcześni koryfeusze prawniczej wiedzy odrzucają z oburzeniem myśl Trazymacha, że prawo to interes mocniejszego, a jego samego oskarżają o cynizm i bluźnierstwo świętej idei prawa. Mnóstwo kazuistyki słownej, zasłona dymna za słow. Żadne tam prawo silniejszego. Nasze współczesne prawa są inne, lepsze, eschatologiczne, choć broń Boże bez żadnych odniesień do Boga. Głoszą wszem i wobec, iż prawo pochodzi skądinąd, z jakiejś harmonii przedustawnej, ze świetlanej krainy praw człowieka, humanizmu, najwyższych wartości człowieczeństwa, a oni, profesorowie prawa, są tylko obrońcami tychże, wyższych wartości, a ich zadaniem jest egzegeza tychże prawniczych ideałów dla maluczkich. Żyjemy w czasach demokracji, wolności, praw człowieka, równouprawnienia kobiet, walczymy z rasizmem, uprzedzeniami, ksenofobią. A w pierwszym rzędzie tej walki są oni: prawnicy, profesorowie, tuzy prawa.       Gdy byłem na studiach w latach osiemdziesiątych, miałem kolegów, prawników. Czasem czytaliśmy na głos fragmenty z podręczników prawa i zaśmiewaliśmy się do rozpuku. Kraj gnił i się rozpadał pod rządami partii komunistycznej; w sklepach nie było niczego; niedościgłym marzeniem był wyjazd na zachód i praca u bauera po dwanaście godzin na dobę przy zbieraniu szparagów za kilka marek dniówki. A w prawniczy księgach można było wyczytać, że prawo socjalistyczne niedościgle góruje nad prawem w państwach kapitalistycznych. Że państwa kapitalistyczne to zgnilizna, a ich tzw. prawa i wolności to oszustwo. Że demokracja socjalistyczna to wyższy rodzaj demokracji, to jedyna prawdziwa demokracja. Że państwo robotników i chłopów z zagwarantowanym przez konstytucję władzą partii komunistycznej to najlepszy z ustrojów. Że nasz konstytucja jest najlepsza na świecie i tylko w Związku Sowieckim, niedościgłym wzorze, jest jeszcze lepsza konstytucja. Że tzw. prawa człowieka to kłamstwo i wroga propaganda Zachodu. Że rządząca partia komunistyczna ma prawo rządzić, ponieważ i nie ma i nie może być lepszej partii i lepszych rządów, nie liczą partii w Związku Sowieckim, rzecz jasna. Nie ma, nie było, i nie będzie lepszego ustroju niż demokracja socjalistyczna z przewinioną rola partii komunistycznej.       Minęło kilka lat, nastąpiła zmiana ustroju i okazało się, że żyjemy w najlepszym z ustrojów: w demokracji, tym razem bez przymiotnikowej. Znowu żyjemy w najlepszym z ustrojów. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki: czerń zamieniła się w biel, zaś biel w czerń. To, co było dobre, okazało się złe, zaś to niegdyś złe stało się dobre, okazało się idealne. Miniony ustrój stał się zły, obecny dobry. Demokracja socjalistyczna to dyktatura, prawdziwa demokracja to obecna demokracja. Rządy partii komunistycznej to terror i bezprawie, obecnie zaś mamy rządy prawa. Komunistyczne kodeksy były okrutne i niesprawiedliwe, obecne kodeksy są tak dobre, ze nie mogą być lepsze. Nie ma i nie będzie lepszego ustroju niż obecny. Prawa człowieka to najwyższe z praw. Może to i prawda, ale te poglądy głoszą ci sami ludzie, ci sami profesorowie prawa, którzy kilka lat wcześniej tworzyli miniony ustrój. Pamiętam ich nazwiska. Pamiętam, co pisali za komuny, i co głoszą dzisiaj w w telewizji. Nasi profesorowie prawa. Jak profesor Zoll, Stępień, Srępień czy Pierdzikowski: ekwilibryści paragrafów, żonglerzy kodeksowi, zaklinacze, konstytucyjni szamani. Za komuny pisali trakty prawnicze, dziś piszą traktaty prawnicze. Za komuny pisali ustawy, kodeksy, dziś piszą ustawy, kodeksy; głębinowi prawnicy-konstytucjonaliści za komuny i dzisiaj prawnicy-konstytucjonaliści. Egzegeci praw. Ustroje się zmieniają a profesorowie prawa trwają na swoich katedrach. Wystarczy zajrzeć do biblioteki. Na półkach stoją zakurzone podręczniki ich autorstwa, można poczytać. Jak się ma nauka prawa do nauki? Do każdej innej nauki, na przykład matematyki? Co powiedziano by o profesorze matematyki, który w poniedziałek twierdziłby, że dwa plus dwa równa się trzy, w czwartek: dwa plus dwa równa się siedem, a niedzielę, że wychodzi nieskończoność? Jaką nauka okazałaby się matematyka, gdyby matematycy tak zmieniali zdanie? Nauka prawa ma się do nauki tak, jak splunięcie do oceanu… Próżne gadanie. Wiadomo przecież, że nauka prawa to najwyższa a nauk… Dlaczego? Ponieważ profesorowie prawa najlepiej zarabiają. To elita, jeśli chodzi o najważniejsze, czyli o zarobki. Profesorowie prawa wykładają na różnych uczelniach, piszą ekspertyzy, słono opłacane opinie, dorabiają w spółkach albo na sali sądowej. Być profesorem prawa to… żyć nie umierać. Tak, ale walczą o prawa człowieka, bronią wolność, bronią demokracji. Gratis. Pro publico bono. Prawnicy zawsze bronią rządzącego ustroju. Ustroju, w którym jest im dobre, bo oni potrafią się urządzić wszędzie. Prawnicy bronią ustroju, bronią siebie, swoich interesów, swoich układów. Bronią status quo. Wychodzi profesor prawa i poucza o mitycznym duchu praw, rzekomo przenikającym przez trybunał konstytucyjny. I że naruszenie, czy też podważenie kompetencji tegoż trybunału, to zamach na ów wyimaginowany duch praw, na odwieczne prawa człowieka, na ład i porządek demokracji – najlepszego z ustrojów. Ma rację ze swego punktu widzenia. Broniąc trybunału, walczy o swoje, o swoich. Ma przecież dzieci, wnuki, które odziedziczyły gen prawa. Niech i oni zostaną sędziami, adwokatami, konstytucjonalistami. Niech i im żyje się dobrze, gładko, lekko i przyjemnie, tak jak jemu…        Tacy są prawnicy, tacy są profesorowie prawa. Taka jest nauka prawa. Nauka prawa, nauka lewa. Jest przecież i nauka lewa. Od zawsze pośród ludzi byli złoczyńcy i ci, co złoczyńców łapali i karali. Byli złodzieje i policjanci. Bandyci i prawnicy. Jedni uczyli się prawa, drudzy uczyli się kraść. Jest nauka prawa, jest nauka lewa. Dalej: można wyodrębnić naukę prawa lewą, i naukę lewa prawą. Ale to już temat na odrębny tekst. Prawnikom jest zawsze dobre. W każdym z ustrojów. I dlatego zawsze wspierają panujący ustrój. Dla prawnika, panujący ustrój jest najlepszy, bo… jest. Cyniczny Trazymach twierdził, że rząd jest dobry, bo rządzi. Współcześni prawnicy-konstytucjonaliści mówią, że rząd rządzi, bo jest dobry. Przestawienie, wynikające być może z hipokryzji. Ale to to samo w istocie. Rząd (ustrój), który rządzi, równa się dobry. Ten rząd (ustrój), który przestanie rządzić, przestanie być dobry. A ten rząd, co jest, choćby był ciężki i straszny, lepszy jest od tego, którego nie ma. Byli, są i będą profesorowie prawa, co zjedli wszystkie kodeksy, co będą nas pouczać, co dla nas jest dobre, co jest lepsze, co najlepsze.     Jakie szczęście, że nie jestem prawnikiem. Że obca jest mi ichnia, prawnicza mondrość. Tak sobie pochlebiam. Nie zarabiam tak dużo, ale pocieszam się, że po śmierci, gdy święty Piotr spyta się, czy aby nie jestem prawnikiem, odpowiem z ulgą: nie. I ten jeden fakt, że nie jestem prawnikiem, zgładzi wiele moich grzechów. Bowiem jest nauka prawa i jest nauka lewa. I nauka lewa nie jest wcale gorsza, a często bywa lepsza, od nauki prawa. Przykładem nasi profesorowie prawa, prawnicy-konstytucjonaliści, członkowie, prezesi trybunałow, sądów rozmaitych. 
Ocena wpisu: 
Średnio: 5(1 głos)
Kategoria wpisu: 

Viewing all articles
Browse latest Browse all 33115